Agata i Karol
Konfrontacja dwóch światów
Opisy wprowadzające, oraz opowiadania po rozwinięciu :)
(Kliknij na: Czytaj więcej >>)
Agata Rak, dawniej Mikołajczyk. To młoda kobieta, której los skrzętnie pokrzyżował plany. Pochodzi z kochającej się rodziny, która wpoiła jej przede wszystkim przywiązanie do ludzi i dbałość o ciepłą i rodzinną atmosferę w domu. Była zdolną uczennicą, marzyła o skończeniu prawa i pracy w kancelarii. Jednak przeznaczenie postawiło na jej drodze przeciętnego chłopaka, z niezamożnej rodziny i nieciekawą przeszłością, który nie mógł jej ofiarować nic poza swoją miłością. W krótkim czasie swojego małżeństwa przeżyła śmierć nienarodzonego dziecka, potem dwukrotną radość z powodu narodzin córeczek, aż do momentu śmierci rodziców, kiedy wraz z mężem zdecydowali się zostać rodziną zastępczą dla jej rodzeństwa. Jej ambicje, marzenia i plany zostały schowane do szuflady. Teraz zmaga się codziennie z trudem wychowania aż czwórki dzieciaków, z których każdy sprawia inne problemy. Staje na głowie, żeby wiązać koniec z końcem, bo utrzymanie takiej rodziny z jednej niewielkiej pensji to jest prawdziwe wyzwanie. Mimo, że obecnie deklaruje, iż jest szczęśliwa i rodzina jest dla niej najważniejsza, to czy po latach nie będzie żałowała tej decyzji i straconej zbyt szybko młodości? Czy zawsze będzie dobra i pomocna dla wszystkich, a może kiedyś jej się to znudzi i zapragnie spróbować tego, co ją ominęło?
Karol Rak, większej części społeczeństwa znany jako Raku. Wychowywał się w zasadzie na ulicy, bo rodzice zajęci pracą, aby wiązać koniec z końcem nie mogli mu poświęcić zbyt wiele czasu. W młodości chwytał się różnych zajęć, byle tylko zarobić kilka groszy. Kiedy spotkał swoją ówczesną żonę, był gotów wiele poświęcić dla tej miłości, nawet wybaczyć jej zdradę i dać nienarodzonemu dziecku swoje nazwisko. Był przy niej podczas narodzin obydwu córek, a także w momencie śmierci teściów, którzy go nie akceptowali. To on postawił sprawę jasno i zdecydował o przygarnięciu Karoliny i Bartka. Dla rodziny jest gotowy zrobić wszystko, nawet wplątać się w ciemne interesy, byleby zapewnić im szczęśliwy byt. Czy to jest możliwe, żeby przykładny ojciec i dobry mąż był jednocześnie gangsterem budzącym szacunek w dzielnicy? Czy ktoś, kto nie zawaha się użyć siły, żeby wzbudzić respekt w przeciwniku, będzie przenosił te zachowania do własnej rodziny? A może wręcz przeciwnie, żona i dzieci będą mu skakać po głowie, a on cierpliwie będzie to znosił?
Część 1 - Jakim cudem możliwe jest by kobieta czuła się bezpiecznie w ramionach kryminalisty? - Agata (Paulina)
Pobudki w naszym domu mają to do
siebie, że są nagłe. Przychodzi taki mały szkrab i rzuca się na nasze łóżko,
nie zwracając uwagi czy chodzi po brzuchu ojca, czy po moich nogach. Dla
Wiktorii świat ma jeszcze barwy dzieciństwa i ja chciałam, by trwało to jak
najdłużej. Czasami chciałam być przy niej w każdej sekundzie jej życia, by móc
ją chronić i bacznie obserwować. Natomiast innym razem miałam marzenie by uciec
od domu i dzieci jak najdalej, by odpocząć od wszystkiego…
– Budka, pobudka. – Do moich
uszu dobiegł dziecięcy głosik.
– Wikusia, połóż się jeszcze na
minutkę – odezwał się zaspany głos mojego męża i przygarnął naszą córkę do
środka, pod pościel.
– Jeść – zadźwięczało mi w
uszach, bo niemal, że wykrzyknęła mi to do ucha.
– A nie możesz nie chcieć
jeszcze jeść, przez pięć minut? – zapytał Karol.
– Pić – odpowiedziała Wiktoria i
zaczęła się wiercić na wszystkie strony.
– Zaraz wam coś przygotuje –
powiedziałam, ale posiadałam wiedzę, że nie jestem w stanie się wybudzić.
– Która jest godzina? –
dopytywał mój mąż.
– Nie wiem, ty masz zegarek na
ręce.
– Mam też zamknięte oczy.
– Karol, to też twoje dziecko.
Chciałeś ją… Zajmij się nią – zaproponowałam, bo głowę nadal miałam ciężką i
bolała mnie niemiłosiernie.
– Jeść i pić – powtórzyła Wika,
a ja w tym momencie odpadłam… odpłynęłam w krainę snu mimo własnej woli i
dochodziły do mnie tylko stłumione odgłosy, jakby zza grubej ściany.
– Karolina, Karolinka! Pomocy!
Pomóż szwagrowi – nawoływał mój mąż.
Poczułam, że mała zaraza znów
spaceruje po łóżku, nie omijając nas ani trochę. Poczułam jej rączkę na moich
żebrach i stopę tuż przy uchu, ale w końcu wygramoliła się i wyszła zza drzwi
chyba z moją siostrą. Żyłam pół snem, pół jawą, walcząc o każdą minutę spokoju
w krainie morfeusza, ale spokój w tym właśnie momencie odpłynął w siną dal.
– Agatko… – wymruczał mi do ucha
Karol, przyciskając mnie do siebie. Poczułam jego nos na moim karku, a jego
prawą dłoń na moim udzie.
– Jestem zmęczona.
– Wiem, widzę. Dlaczego jesteś
zmęczona? – dopytywał błądząc swoją dużą dłonią po moich udach i pośladkach.
– Codziennością –
odpowiedziałam, ale przecież doskonale to wiedział.
– Cudownie, ja też. Pytałem czym
jesteś zmęczona dzisiaj. – Usłyszałam wciąż przyjazny choć chropowaty głos
mojego męża.
– Dzieciakami i domem.
– A co? Emilka dawała popalić w
nocy? – zapytał i tym pytaniem zbił mnie z tropu.
– Tak, jak zazwyczaj. U niej
pobudka co godzinę to minimum – ubrałam w słowa coś co było dla mojej młodszej
córki rutyną. Poczułam klepnięcie, jakieś takie lekkie, pieszczotliwe,
właściwie ledwo wyczuwalne. Zaraz po nim nastąpiło drugie silniejsze, bolące.
– Nigdy mnie nie kłam –
usłyszałam ostre słowa, ale delikatnie wypowiedziane.
– Ale… – zaczęłam odwracając się
do niego twarzą.
– Tu nie ma ale. Wiem gdzie
byłaś, wiem co robiłaś, wic skończ ściemniać – tym razem niemal krzyknął, lecz
w chwilę się pohamował. – Zawiodłem się po prostu… na sobie… na tobie – dodał
już spokojnie.
Odwrócił się plecami, ukrył
twarz w poduszkę i próbował zapewne zasnąć. Poczułam się jakoś tak dziwnie,
inaczej. Mąż się mną zawiódł, a mnie nie było z tym dobrze. Postanowiłam
załatwić tę sprawę od razu, nie czekać na to aż się wyśpi. Dotknęłam jego
ramienia dłonią. Pierw delikatnie, ledwo wyczuwalni, ale później przytuliłam
się do jego pleców.
– Karolku… przepraszam –
wyszeptałam mu do ucha.
– Za co? – zapytał odwracając
się do mnie. Jego twarz była kilka centymetrów od mojej.
– Za tą imprezę babską u Marty –
wypowiedziałam te słowa pewnie, bo byłam przekonana, że właśnie o to mu chodzi.
– Za co? Ty naprawdę myślisz, że
jestem zły o to? – zapytał z niedowierzaniem i usiadł na łóżku. Jego nogi dotknęły
zimnej podłogi, bo zauważyłam jak szuka kapci, by nie marznąć.
– Za tą imprezę – powtórzyłam
siadając przy nim.
– Boże, za kogo ty mnie masz? W
życiu nie byłbym zły o to, że wypiłaś, czy poszłaś się pobawić do koleżanki.
Mogłaś po prostu mi o tym powiedzieć, wybrać dzień bym był w domu i zajął się
dzieciakami.
– Karolina świetnie dała sobie
radę.
– Z Wiktorią, ok, ale zostawiłaś
z trzynastoletnią siostrą kilkumiesięczne niemowlę.
– Jesteś nadopiekuńczym ojcem –
stwierdziłam patrząc mu prosto w oczy.
– Być może, ale mogłaś to
rozegrać inaczej. Gdyby się coś stało mogliby zabrać nam prawa. Mnie nie było i
nawet nie mógłbym udowodnić, że byłem na ten czas w pracy, a ty piłaś u żony
policjanta. Dociera to do ciebie dziewczyno czy nie? – zapytał wstając.
– Dociera – odpowiedziałam w
chwili gdy mój mąż zaciągał na swój tyłek dżinsy z big stara.
– To czym mnie tak zawiodłaś? –
Wciąż obstawiał przy swoim, a ja już miałam dość drążenia tego samego tematu.
– Imprezą – odpowiedziałam bez
zastanowienia.
– Bo cię za moment przerzucę
przez kolano i naprawdę nastrzelam po tyłku. Kiedy w końcu zrozumiesz kobieto,
że masz prawo do wolności, odpoczynku, chwili tylko i wyłącznie dla siebie i
swoich koleżanek? Ja nie chcę mieć w domu służącej, kury domowej, stuprocentowej
matki i żony. Chce mieć w domu partnerkę; kobietę, z którą zawsze będę potrafił
rozmawiać i chciał to robić – mówił przykucając przy mnie i opierając się o
jedno z moich kolan dłonią.
– Powiedz mi tak szczerze, czy
ja cię bije? Znęcam się nad tobą? Krzyczę na ciebie przy pierwszej lepszej
okazji? – dopytywał sam nie wierząc w swoje słowa.
– Nie – odpowiedziałam.
– To dlaczego moja własna żona
boi się mi powiedzieć, że idzie na pół nocy do koleżanki wypić? Dlaczego robi
to za moimi plecami? Gdyby miała kochanka to bym jeszcze zrozumiał, ale jeśli
ma zamiar spędzić noc przy wini, czy wódzie zamiast przy mnie to chciałbym to
wiedzieć od niej. Chciałbym z nią to ustalić. Zająć się wtedy też moimi
dziećmi, a nie ty sobie wychodzić i zostawiasz wszystko samemu sobie, a ja
nawet nie mam o niczym pojęcia. Jestem zły o to, że mi nie ufasz, że nie
próbujesz nawet ze mną rozmawiać tylko od razu robisz po swojemu – mówił
chodząc po pokoju od ściany do ściany.
– Dobrze, zrozumiałam. Idę
zrobić jakieś śniadanie, albo raczej wczesny obiad, a następnym razem…
– Dziś będzie następny raz –
rzekł, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. – Nie patrz tak na mnie, tylko
ubieraj się, maluj, szykuj i wychodź na cały dzień.
– Wyrzucasz mnie z domu? –
niedowierzałam.
– Tak. Na cały dzień. Weź Martę,
albo jakąś inną koleżankę idźcie do miasta, zjedźcie tam obiad, wypijcie i wróć
wieczorem na gotową kolacje do domu, w którym dzieci będą już spały –
odpowiedział.
– Karol, ale jesteś po nocce…
– I co z tego? Spałem już 4 i
pół godziny. Dam radę. I tak spędzam z nimi za mało czasu, niedługo zapomną jak
tatuś wygląda. Zaproszę sobie Tylera, obejrzymy jakiś film. Dam radę, a ty
wychodź – powiedział z uśmiechem i dał mi buziaka w czółko.
Wyszykowałam się w mniej niż
godzinę. Wcześniej zadzwoniłam do Marty, a ta powiedziała, że mogę wpadać do
niej bo jej brat z jej mężem i chłopakami poszli postrzelać, a ona siedzi z
przyszłą bratową i myślą jak spędzić czas. Kupiłam po drodze cytrynówkę w
jakimś sklepie spożywczo-monopolowym i upewniłam się SMSem czy Marta ma sok,
albo jakąś inną popitę.
– Cześć dziewczyny –
powiedziałam w wejściu. – Agata – przedstawiłam się, a dziewczyna o imieniu
Majka podała mi przyjaźnie dłoń i pocałowała w policzek.
– Pijemy dziś? – zapytała Marta,
a ja pokiwałam twierdząco głową. Majka się wzbraniała, ale po telefonie do
chłopaka stwierdziła, że kilka małych i mniejszych jej nie zaszkodzi.
Czas płynął nam szybko i
przyjemnie na rozmowach o gwiazdach, serialach i codziennym życiu. Majka
zwierzyła się, że nienawidzi swojego ojca, a ja opowiedziałam jej jak to mój
tatuś chciał mi zniszczyć związek i życie dla mojego własnego dobra. Marta
pochwaliła się, że zawsze kibicowała Karolowi, a ja wspominałam jak poradziłam
sobie w szkole pomimo, że poszłam do niej rok wcześniej od rówieśników, a potem
jak to na złość rodzicom chciałam tę szkołę zawalić.
– A jak tam Patryk, nadal jest
takim małym złośliwym przylepom? – zapytałam z uśmiechem.
– Nie teraz już zmężniał. Spytaj
jego dziewczyny jak nie wierzysz – odpowiedziała.
– Boże jak on mnie wkurzał.
Zawsze mi gumki do włosów zabierał – wspominałam.
– Mnie do dziś dnia tak robi,
woli mnie w rozpuszczonych – wtrąciła się Majka. – A skąd wy się tak właściwie
nacie?
– Ja chodziłam z Patrykiem do
jednej klasy. Siedziałam z nim w ławce na polskim bo mnie do tego nauczycielka
zmusiła. Chciała bym ja nie gadała z koleżanką, a on nie dyskutował z kolegą.
Posadziła nas razem i tydzień czasu byliśmy spokojni, ale potem…
– Co się działo potem?
–dopytywała zafascynowana całą historią Maja.
– No… potem to mu się głowa
rozbiła.
– Rozwaliłaś głowę mojemu
Patrykowi? – Nie mogła w to uwierzyć.
– Spadł z krzesła po prostu i
zahaczył o stolik. Nic wielkiego.
– Ale fajnie – wypaliła Majka z
szerokim uśmiechem na ustach. – Co było dalej?
– Dalej, to ja jej pogratulowałam
i tak zaczęłyśmy się kumplować. Potem Patryk miał z Agatą taki epizod – zaczęła
Marta.
– Nie przejmuj się, to był
raczej epizodzik, na wycieczce.
– Ale co się działo? – Majka
znów nie dawała za wygraną.
– Graliśmy w butelkę i przyszło
mi go pocałować, bo już nie miał co zdjąć i się nad biedakiem zlitowałam –
odpowiedziałam.
– A tym to mi się nie chwalił.
– Nie miał za bardzo czym.
Byliśmy jeszcze dziećmi. Piąta podstawówki.
Część 2 - Ojcostwo z przypadku, wpadka, czy świadomy wybór? - Tyler (Kevin)
Drzwi, drzwi, przeklęte drzwi,
po jaką cholerę je zamykałem? Po to by je znów otwierać.
– Czego? – zapytałem już podczas
energicznego chwycenia za klamkę.
– Twoja uprzejmość nie zna
granic – rzekł Karol i władował się do środka z wózkiem. – Coś ty taki
rozdygotany?
– A coś ty taki rodzicielski?
– Idę poprawić tatuaż,
pomyślałem, że się ze mną wybierzesz i chwilę nią zajmiesz jakby płakała. No i
tą starszą tak też trochę zabawisz w tym czasie – wyjaśnił mi swoje plany na
dziś.
– To i tak lepsze niż siedzenie
w czterech ścianach – odburknąłem pod nosem.
– Z pewnością – poparł mnie. – A
tak poważnie to co się dzieje? Siedzisz ostatnio całe dnie w tym mieszkaniu,
zasłony zasłonięte, jadasz w ogóle coś?
– Tak, zrobię ci kawy i
poczęstuje popcornem, chcesz? – zapytałem podstawiając mu miskę z kolumny
prosto pod nos.
– Pewnie – odrzekł zabierając ją
ode mnie, a ja wtedy opadłem na kanapę. – Jeszcze kawa do tego miała być –
przypomniał mi i tym zmusił do wykonania pięciu kroków w kierunku kuchni.
– Rozpuszczalna, czy zwykła?
– Jakaś mocna, bo już mi się
oczy kleją.
– Gdzie ty masz w ogóle Agę? –
zapytałem odpalając jednocześnie gaz, oczywiście jak zwykle oparzyłem się w
kciuk, ale od dawna już przestałem zwracać na to uwagę.
– U znajomych. W tym momencie
pewnie pije i dobrze się bawi – odpowiedział i zakołysał wózkiem bo mała
zaczęła się przebudzać
– A ty dobry mąż i na to
pozwalasz, tak?
– Ona też potrzebuje chwili dla
siebie. No nie! Znowu się obudziła – stwierdził gdy mała zaczęła płakać.
– Może głodna jest –
powiedziałem pytająco.
– Nie, ona jest po prostu
towarzyska. Zastanawiam się czasem czy nie zamieszkam pod mostem.
– A co? Problemy z czynszem? –
pytałem zalewając jednocześnie wodą z czajnika kawę.
– Nie, czynsz zaległy opłaciłem
wczoraj. Ona po prostu najlepiej śpi na dworze – wyznał wstając i pochylając
się nad wózkiem.
– Mogę ja ją wziąć?
– Jak masz taką fanaberie to
proszę, możesz sobie pochodzić od ściany do ściany, tylko podtrzymuj jej
główkę.
– Ale super – wypaliłem i przez
dobre pięć minut pochylając się nad wózkiem zastanawiałem się jak się do tego
zabrać…
– Może ci ją… – zaczął Karol.
– Właśnie, dobry pomysł, połóż.
– Wyjąłem ręce przed siebie i za moment poczułem na nich jakieś siedem kilo,
nie więcej. – Ale fajna, lubi mnie. Przestała płakać – dodałem kiedy Karol się
tak dziwnie spojrzał. – Co mam teraz robić? – zapytałem.
– Czekaj. Weź to na ramie –
mówiąc to położył mi na ramieniu jakąś pieluchę. – Przyciśnij ją do siebie, tak
by miała główkę na twoim ramieniu, tylko podtrzymuj ciągle ręką. No i chodzisz,
bujasz się trochę, a ją to cieszy – wyjaśnił, a ja robiłem jak mówił.
– Zajebista, jak na kobietę to
naprawdę mało wymagająca.
– Też tak myślę i mam nadzieję,
że jej tak zostanie – roześmiał się i zrobił łyk kawy. – Gdzie cukier? –
zapytał krzywiąc się.
– W sklepie, na półce –
odpowiedziałem. – Weź sobie cukier puder z szafki, to prawie to samo. Widzisz
jaki ten twój tatuś niekumaty, a jaki marudny, on jest be be. Jak te takie
ciasteczka.
– Mów tak dalej, lubi jak się do
niej mówi, a im bardziej bezsensu prawisz tym szybciej usypia – stwierdził
kierując się w stronę kuchni, ale nie przyniósł cukru pudru, tylko śmietankę do
kawy.
***
Minęło jakieś pół godzinki,
podczas których myślałem, że ręce mi odpadną. Odłożyłem Emilkę do wózka i
czekałem w obawie, że się rozbudzi, ale jednak nie. Podwinęła tylko nóżki i
spała dalej.
– I ty tak codziennie ją nosisz?
– Ja, albo Agata, albo któreś z
dzieciaków. I nie codziennie, a po kilka razy dziennie, a co? Odeniechciało ci
się posiadanie dzieci? – zapytał.
– Dobre słowo, odniechciało.
Odniechciewa to mi się żyć, ale chciałbym dziecko. Nawet się od kilku miesięcy
nie zabezpieczam z żadną. Nie chce planować dzieciaka, ale jak wpadnę to będę szczęśliwy.
– Oszalałeś? – zapytał ze
zdziwieniem i patrzył się na mnie jak baran w malowane wrota.
– Nie. Miałbym wtedy dla kogo
żyć, miałbym jakiś sens. Chciałoby mi się wstawać co dzień z łóżka. Może nie
tyle chciało co byłbym zmuszony to robić i wtedy też zrobiłbym coś z sobą.
Jednak jak mam prawo wybierać to wolałbym syna, dziewczyny chyba od maleńkości
lubią jak się je na rękach nosi. Widać to zresztą na przykładzie twojej córki.
– Czemu nie masz teraz chęci do
życia? Jesteś sam, jesteś młody, przed tobą całe życie, możesz wiele osiągnąć.
– I dla kogo mam przeniewierzyć
tą młodość by coś osiągnąć? Dla kogo będą te moje osiągnięcia? Po to bym
powiesił dyplom na ścianie, np. medyczny? I kto by go oglądał? Skąd bym wziął
chęci, dla kogo miałbym je zebrać?
– Jak już coś osiągniesz to
możesz wtedy mieć żonę, dzieci?
– Ty sam postąpiłeś na odwrót –
zarzuciłem mu.
– Ja to co innego, kochałem
Agatę, a ty nigdy nie chcesz ślubu. Mówiłeś tak wielokrotnie.
– Ale jedno dziecko chce.
Niektórzy najpierw coś osiągają, by potem w odpowiedzialności wychowywać
potomstwo, ja nigdy nie stanę się odpowiedzialny i dorosły nie mając motywacji.
– A co jeśli ta motywacja okaże
się niewystarczająca? – zapytał i tym pytaniem zbił mnie lekko z tropu.
– To będzie w rękach losu. Jeśli
spłodzę syna lub córkę nie będę żałował, jeśli zarażę się HIV to też nie, tak
widocznie miało być – odparłem nico głośniej i zalulałem wózkiem bo mała
zaczęła się wiercić.
– Wiesz co? Może ten twój pomysł
nie jest taki zły. Miałbym z kim chodzić na spacery. Siedzielibyśmy przy piwku
w parku, a takie berbecie by biegały po placyku zabaw. Świetlana przyszłość.
Skąd weźmiesz kasę na dziecko? Ja o tym nie myślałem i teraz ledwie wiąże
koniec z końcem. – Jego wypowiedź z pozytywnego wydźwięku przeszła w negatywny
niespodziewanie.
– Nie wiem Karol, ale dzieci
mają biedniejsi i gorsi od nas i jakoś sobie radzą, tak? Też chciałbym by moim
jedynym problemem była kasa na raty i rachunki, też chcę by mi wyłączyli prąd
bym potem mógł się starać zdobyć pieniądze dla rodziny by ten prąd odzyskać. W
moim domu były pieniądze, ale nie było tam nic innego prócz mebli i tych
jebanych pieniędzy. Niczego mi nie brakowało, oprócz ludzi! – krzyknąłem stając
na równe nogi. – Ty masz tych ludzi. Masz żonę, córki, szwagra, szwagierkę, a
ja co? Mam szwagra z którym zagram raz na rok w kosza i udajemy rodzinę. Mam
siostrę co myśli tylko o sobie i kosmetykach, oraz drogich kieckach. Mam ojca
co tylko siedzi w pracy i matkę co robi to co ojciec. Co mam ponad to? Nie
liczę się dla nich. Jak przestanę spełniać ich oczekiwania to nie kiwną palcem.
Jeśli spłodzę dziecko z kobietą z niskiej sfery społecznej, na dodatek bez
ślubu to w życiu nie poznają wnuka. Mam być jak Dżuli, spełniać ich
oczekiwania, mieszkać w pięknym domu, mieć własny trawnik, furę i ocieplany
garaż. I po chuj mi to? By moje dziecko mnie widywało raz na tydzień, albo dwa,
by składało życzenia w gwiazdkę do mojego zdjęcia? Chce dla niego lepszego
życia niż ja miałem, choć może biedniejszego. Potrafisz to zrozumieć? – zapytałem
siadając. Miałem nadzieję, że zrozumiem.
– Potrafię to akceptować, ale
nie zrozumiem czegoś czego nie przeżyłem, bo jako dzieciak marzyłem o tym co
miałeś ty. Jednak moja żona z pewnością cię zrozumie, bo wybrała żyć tak jak ty
chcesz żyć, choć mogła mieć wszystko, mogła być teraz żoną prokuratora, sama ma
prawnicze studia, rodziłaby jego dzieci.
– Wiem, że Agata i mój szwagier
byli parą – wypaliłem nagle. – Byłem z nim w sklepie gdy na nią wpadliśmy.
– Nigdy nie byłaby z nim, to
tylko przyjaźń.
– Wątpię, czy Darek umie być
przyjacielem kogokolwiek. Jednak masz powód do dumy. Wygrałeś z kolesiem z
rodziny prawniczej.
– Nie – odpowiedział kręcąc
głową na boki. – Z nim wygrał Kamil Wielgosz, nie ja. Ja wygrałem z Kamilem w
chwili gdy okazał się za mało odpowiedzialny.
– Jak to jest mieć dziewice? –
zapytałem, a mój przyjaciel aż zachłysnął się kawą.
– Skąd wiesz, że miałem
dziewice?
– Agata się kiedyś wygadała na
jakieś imprezie, że byłeś jej pierwszym.
– Ale nie jedynym – odparł
smutno.
– Zdradziła cię?
– Z Wielgoszem. Chciała
sprawdzić jak to jest z innym. Zaszła z nim w ciąże, Julia urodziła się w 7
miesiącu, zmarła. Wcześniej poślubiłem Agatę.
– Poślubiłeś niewierną?
– Kochałem ją, nadal kocham, a
ta ciąża była jak zbawienie byśmy mogli być razem. Jej hermetyczni starzy
woleli takiego ojca dla swojego wnuka niż żadnego – odpowiedział.
– Czyli, oni nie wiedzą, że
Wielgosz… – zacząłem.
– Nie, nie wiedzą. Małą
systematycznie wbito na moje nazwisko. Była moją córką według metryki.
– A ten Wielgosz? Kto to taki
właściwie?
– Taki przystojniak, pozujący na
kawalera. Taki odpicowany koleś, trochę jak pedałek. Zarywa małolaty, a żona
męczy się z dwójką dzieci, jeden jest chory, ma coś z nóżkami, nie chodzi.
– Szkoda, że Pan Bóg za krzywdy
jakie wyrządził ojciec skarał Bogu Ducha winnego malca na cierpienie.
– Dlatego nie wierze w Bożka –
odpowiedział Karol. – Zbieramy się bo mi
tatuażystka ucieknie. Musimy jeszcze po Wiki wejść, gra z Bartkiem na konsoli w
Crasha.
– Ja zniosę wózek – oznajmiłem i
poprowadziłem te cztery kółka przed sobą.
– Skoro chcesz.
***
Dotarliśmy do niewielkiego
garażu, w każdym razie wydawał się niewielki, ale później okazało się, że
jednak jest w miarę sporawy. Spojrzałem na Karola pytająco, ale wskazał głową
bym podniósł drzwi.
– Hej wam – powiedziała ruda
piękność i schyliła się by wyjść nam na powitanie.
– No witamy – odpowiedział Karol za nas dwojga, a ja ni
mogłem spuścić z niej oczu. Była wyjątkowa, cudowna, perfect.
– Zapraszam was w moje skromne
progi. – Widocznie Wiktoria od razu uznała, że jak ktoś zaprasza to nie wypada
odmówić i ruszyła w podskokach do środka. Postąpiłem jak ona, tyle, że ja nie
skakałem. Karol wjechał wraz z Emilką.
– Sorka, że z maluchami, ale nie
miałem z kim ich zostawić. Znaczy miałem, ale żona wybyła do koleżanek, a
młodzież postanowiła urodzić imprezę – zaczął się tłumaczyć Karol. – Przez to
śpię u niego – dodał i pokrzepiająco walnął mnie w plecy z taką siłą, że aż
wyszedłem z pod wpływu tego diabła kobiecości.
– Tyler – rzekłem i pochwyciłem
w swoje łapsko jej małą rączkę, pragnąłem jej nigdy nie puszczać.
– Sylwia – odpowiedziała,
odczekała chwilę, po czym stanowczo wyszarpnęła dłoń z objęć mojej, jakby się
bała, że jest pod moim urokiem.
– To co, tatuujemy? – zapytałem
się tej piękności.
– Z tego co wiem to nie ciebie,
a Karola. Po drugie, niestety nie ja. Mały zachorował i muszę go szybciej z
przedszkola odebrać. Michał śpi więc mama nie będzie go budzić… – zaprzestała
tłumaczenia dalej i po prostu machnęła dłonią.
– Rozumiem, to leć do rodziny, przyjdziemy
innym razem.
– Nie! – wykrzyknęła na szybko,
a ja się zastanawiałem jak taka młoda kobietka może mieć dwoje dzieci. –
Znaczy, nie, że macie nie przychodzić, tylko nie musicie innym razem. Kandi was
może wytatuować. Za kilka minut przyjdzie mnie zastąpić.
– Jaki Kandi? – zapytał Karol. W
sumie mu się nie dziwię, że się tak zaciekawił. W końcu to on miał być
tatuowany to go obchodziło, kto go będzie dziarał.
– Rafał. Taki spoko gość. Akurat
jest w mieście, a chodziliśmy do jednej podstawówki. Był starszy, strasznie za
nim szalałam, ale on… Niestety ten rodzaj mężczyzn, nie nadaje się do stałych i
bliskich kontaktów jednocześnie. Jeśli kontakty są zbyt bliskie to nie stałe,
dlatego zostaliśmy przyjaciółmi.
– I on ma mnie tatuować?
– Odbieraliśmy praktykę u jego
ojczyma, umiemy to samo. Tak więc w czym problem? – zapytała, ale Karol nie
odpowiedział. – Nie martw się, jest dużo lepszy ode mnie. A córy masz
przeurocze. Poczekajcie tutaj na Kandiego, a ja lecę. Buziak. – Mówiła jak
najęta, dała Karolowi buziaka w policzek, zajrzała do wózka Emilki, a Wiktorie
posmyrała po głowie. – Na razie Tyler – powiedział odwracając się, a potem to
już się tylko schyliła i wyszła.
– Spadamy? – zapytałem niepewnie
Karola.
– Nie możemy tak tego zostawić.
Tak bez przypilnowania, poczekamy na tego Rafała – stwierdził Karol i usiadł na
rozkładanym łóżku jak do masażu. Wiktoria w tym czasie znalazła jakąś piłkę
gumową i zaczęła nią rzucać do plastikowego wiaderka powieszonego na ścianie.
Jak się okazało wiaderko było jak kosz do gry w koszykówkę, miało wycięte dno.
– Kandi – wymówiłem ksywkę owego
tatuażysty, którego nigdy na oczy nie widziałem i zacząłem się rozglądać po
pomieszczeniu.
– Nie ruszaj nic. Jeszcze coś
zrzucisz albo zepsujesz. – Wejrzałem na Wiki, bo myślałem, że to do niej, ale
mała spojrzała się na ojca, a potem dalej rzucała piłkę do wiaderka. Podrapałem
się po głowie i skierowałem wzrok na Karola.
– No właśnie, do ciebie mówiłem – stwierdził, a ja
usiadłem na krześle ogrodowym i zacząłem przeglądać zeszyty leżące na stoliku.
Głównie były tam wzory tatuaży, kilkanaście mi się spodobało, więc już miałem
zaprzestać je oglądać zanim zapragnąłbym zostać wydziarany od stóp do głowy,
ale w oczy rzucił mi się motocykl, a tego nie byłem w stanie przegapić.
Część 3 - To gdzie w końcu leży ten New York - Karol (Gizmo)
W życiu każdego mężczyzny zdarzają się
sytuacje kiedy musi on się płaszczyć przed partnerką. Takim przywilejem są na
przykład zaręczyny, to wtedy mężczyzna jest z góry tym przegranym co czeka na
słowa tej swojej wybranki, czeka na kolanach. Jeśli kobieta powie „tak” to
staje się on nagle zwycięzcą, by trzy dni później gdy ona zacznie prawić o
kieckach, makijażu, zaproszeniach i liście gości znów się stać przegranym.
Jeśli kobieta jednak powie „nie” to przegranym jest się od razu i nie trzeba
wybierać tych wszystkich pierdół, na ten jakże wyjątkowy dzień. I pomimo upływu
lat, często lat po tym okropnie sztywnym widowisku jakim jest ślub cywilny
przychodzą momenty gdy mężczyzna jest z góry przegrany. Tylko czemu u mnie ten
moment musiał być dziś? No właśnie… ja też nie znam odpowiedzi na to pytanie.
– Ja nie rozumiem jak mogłeś ich
zostawić samych! – krzyczała Agata łażąc z kąta w kąt po naszej niby sypialni.
– Trochę jak ty noc wcześniej –
odpowiedziałem z uśmiechem zwycięscy na twarzy, siedząc wciąż na łóżku.
– Tylko, że ja zostawiłam Karolinie pod
opieką dzieci, a nie kilka litrów alkoholu. Ja też nie pozwoliłabym na imprezę,
a ty co tam… Może u ciebie w domu tak się bawiła młodzież i rodzice na to
pozwalali, ale w moim domu tak nie będzie.
– Czujesz się lepsza, bo pochodzisz z
wyższych sfer? – zapytałem i wstałem. Stanąłem tuż przed nią i włożyłem ręce do
kieszeni z tyłu.
– A dlaczego nie ukończyłeś szkoły, bo
chlałeś, a twoi rodzice na to pozwalali. Włóczyłeś się całe dnie po mieście,
bez sensu i celu, szukałeś tylko kłopotów. I do dzisiaj tak jest, nigdy nie
dorosłeś.
– Ja nie dorosłem, ja? Ja radziłem
sobie sam w wieku gdy tobie jeszcze nosek wycierali nieskazitelną, białą,
haftowaną chusteczką – powiedziałem prosto w twarz mojej żony i znów schowałem
ręce do tylnych kieszeni starając się nie gestykulować.
– Nie, to bez sensu wiesz… Dałeś
alkohol młodzieży, dałeś im wolną rękę, sam piłeś u Tylera mając pod opieką
dzieci – wyliczała, a ja postanowiłem jej przerwać to wyliczanie.
– No wypiłem, dwa piwa przez całą noc,
strasznie dużo, nie? Zbrodnia normalnie? Może od razu pójdziesz do tego swojego
prawniczyny by mnie prokuratura za to ścigała.
– Karol, do Tylera ich zabrałeś!
Jesteśmy rodziną zastępczą, a ty zabierasz nasze małe córeczki do największego
dewianta i narkomana na tej dzielnicy!
– Bez przesady, nie jest taki
najgorszy. Juby więcej ćpa i chla niż Tyler. Zresztą myślałem, że Tylera lubisz
– oznajmiłem i oparłem się o ścianę od niechcenia, odpalając papierosa.
– Nie pal przy dzieciach! – warknęła i
zabrała mi papierosa z ust, ugasiła go w popielniczce, która stała tuż obok na
komodzie.
– Nie pale przy dzieciach, nie ma ich w
tym pokoju, palę przy tobie.
– Przy mnie też nie pal!
– Od kiedy ci to przeszkadza, krzyczące
kochanie? – zapytałem z cynicznym uśmiechem na ustach.
– Mam kurwa dość, ty nawet nie widzisz
swojego błędu. Widziałeś jak Darek na nas patrzył, on by nigdy nie pozwolił…
– Nie interesuje mnie Darek! Tak go
zachwalasz to do niego wypierdalaj! Mogłaś z nim być, miałaś taką okazje,
zrezygnowałaś z tego dla Wielgosza, wielka miłość, i co ci po niej zostało.
Zdradziłaś mnie z nim i na co ci to było? Nie pasował prawnik w kawalerce,
chciałaś mieć narkomana z willą, a skończyłaś z dorobkiewiczem na najgorszej
ulicy w mieście. Może więc problem tkwi w tobie i nieodpowiednio sobie
dobierasz partnerów. Nie od dziś przecież wiadomo, że jak człowiek pnie się po
drabinie hierarchii społecznej to w końcu spada na samo dno. Witam kochanie na
dnie i tu jesteśmy równi. To, że twój ojciec pomiata ludźmi bo ma pieniążki, a
ty masz jego charakterek to sobie nie myśl, że będziesz pomiatała mną, bo w
świecie w którym się znalazłaś, nie pieniądz gra największą rolę, a szacunek i
lojalność. Poza tym ty nawet tego pieniążka tu nie masz. I nie podnoś głosu w
tym domu, nigdy więcej, jasne? – zapytałem patrząc jej w twarz, a mówiąc cały
ten monolog starałem się trzymać ręce w kieszeni, by nie gestykulować i broń
boże by mnie nie poniosło i bym nią nie potrząsnął.
– Zrozumiałam – odpowiedziała z dumą w
głosie, a potem jej wewnętrzna część prawej dłoni skleiła się z moim lewym
policzkiem. – I już nie krzyczę – dodała wymijając mnie i poszła z sypialni
zamykając za sobą cicho drzwi.
Pieczenie trwało krótko, a jego punkt kulminacyjny
już dawno minął. Agata nie miała dużo siły, a i nawet jednej dziesiątej całości
nie włożyła w to uderzenie. Usłyszałem dzwonek do drzwi kolejny i jeszcze
jeden. W końcu poczułem, że wszyscy mają tego niezapowiedzianego gościa w
dupie, a tak przecież nie wypada, no to postanowiłem tworzyć. Co mi szkodzi
przekręcić łucznik i pociągnąć za klamkę.
– Dzień dobry – powiedziała ta mała co
się tak spiła na tej imprezie, ta od Darka.
– Hej, co tam? Kacyk męczy? – zapytałem
z uśmiechem.
– Nie, już nie.
– Bartka męczy – rzekłem i wpuściłem ją
do środka, robiąc krok w tył i zapraszający gest ręką.
– Chciałam po prostu oddać zeszyt,
chyba żona brata wzięła przez pomyłkę, jak brała moje rzeczy. – Nie mogłem
uwierzyć własnym oczom, ten zeszyt to był ten sam co Tyler w nim bazgrał gdy
byliśmy w tym studiu tatuażu.
– To raczej nie moich dzieciaków,
chociaż kto wie, ale wiem gdzie to zanieść, dzięki – powiedziałem i wziąłem od
niej te kilkaset kartek w kratkę w twardej oprawie z żółtym motocyklem na
widoku.
– Chciałam też przeprosić, ale może jak
pan zawoła żonę…
– Lepiej nie, ona jest jeszcze o to
zła, ale obiecuje przekazać. Wchodzisz do Karoliny i Bartka – zapytałem
uśmiechając się do tej dziewuszki.
– Nie, raczej nie. Spieszę się do domu.
Do widzenia.
– Do zobaczenia – odpowiedziałem
zamykając za tą małą drzwi.
Przekręciłem łucznik, oddaliłem się do
kuchni, wstawiłem czajnik na gaz i nasypałem kawy do kubka.
– Karol, możemy pogadać? – zapytał
jakiś damski głos zza moich pleców i nie był to głos mojej żony.
– Co jest Karol? – zapytałem z
uśmiechem jak zwykle.
– Nie mów tak na mnie, jesteś zły za tą
imprę, prawda? – zapytała.
– Zły to jestem za awanturę z Agatą, za
nieopłacone rachunki, za niespłacone raty i długi na czarno zaciągnięte, a
musimy jakoś temu podołać, bo jak wejdzie nam komornik, to będziemy skreśleni,
a jesteśmy rodziną zastępczą, co jeszcze nie ukończyła kursu.
– Dostałam stypendium, mogę wam dać…
– Nie, Karolina, naprawdę nie trzeba,
szef mi wypłaci, z opóźnieniem, ale wypłaci, te pięć dni banki nie zbawi,
musimy prywatne tylko jakoś załatać…
– Szwagier, ale dla mnie to nie
problem.
– Siadaj porozmawiamy lepiej o tej
imprezie – powiedziałem, ale już widziałem jak otwiera usta w proteście więc
dodałem. – Jeśli nic nie wykombinuje to się do ciebie zgłoszę z prośbą o
pożyczkę, dobra? – zapytałem siadając naprzeciw Karoliny.
– Dobra. Chcesz mnie opieprzyć za tą
imprezę? – zapytała.
– Za samą imprezę nie, na nią się
zgodziłem. Tylko dlaczego wyście się tak uchlali?
– Ja nie – odpowiedziała spuszczając
oczy na ziemie.
– Ja wiem, ty nie, ale Bartosza już nie
dopilnowałaś, co? A prosiłem młodemu dać szklankę piwa niskoprocentowego,
ewentualnie jeden kieliszek na toast i koniec, tak? I co?
– Nie chciałam go ograniczać –
powiedziała patrząc na mnie i unosząc brwi w geście jakby to co mi przed chwilą
oznajmiła było czymś oczywistym.
– W takim razie ja cię ograniczę.
Szlaban na dwa tygodnie, na komputer i wychodzenie z domu. Zaraz po szkolę cię
tu widzę, jasne? – zapytałem.
– Eche – odpowiedziała.
– Stęknięcie wydarte z twoich
zaciśniętych ust mnie nie zadowala. – Osłodziłem sobie kawę i pomieszałem.
– Okay.
– W Anglii też nie jesteśmy, z takim
czymś to do Tylera, to nie New York – odrzekłem.
– Nowy Jork nie leży w Anglii –
oznajmiła mi Karolina.
– Nie wymądrzaj się jak twoja siostra.
– Dobra, mogę się przestać wymądrzać,
ale to nie sprawi, że Nowy Jork nagle stanie się stolicą Anglii – odpowiedziała
wzruszając ramionami.
– Gdzie leży?
– W Stanach Zjednoczonych, w USA.
– Dziękuje za odpowiedź, ale nadal nie
wiem czy się zrozumieliśmy. Szlaban na dwa tygodnie – przypomniałem mojej
szwagierce.
– Tak, zrozumieliśmy.
– I nie tak jak ostatnio, że mi za
cztery dni wybyjesz na cały dzień?
– No nie – odpowiedziała, ale jej wzrok
odbił gdzieś obok.
– Na pewno nie? – dopytywałem.
– No postaram się.
– Nie ma „no postaram się” –
przedrzeźniłem ją. – Jeśli mi wyjdziesz podczas trwania tego szlabanu, to
zastąpię go inną karą. Ściągnę pasek i przyrżnę.
– Nie wybyje. Skąd tyś to słowo w ogóle
wytrzasnął?
– A sam nie wiem. Zniknij mi już z
oczy, chyba, że chcesz herbatę.
– Nie, nie chcę – odpowiedziała burzona
i wyszła, zamykając po cichu drzwi. To chyba miała po siostrze.
Część 4 - Życie uczy nas być skurwysynem, ale w stosunku do
kobiety czasem tak po prostu trzeba. Jest to poparte szczerą miłością… - Narracja (Damian)
Karol Rak, z przezwiska Raku,
albo Mocny, szedł teraz po schodach wyjątkowo agresywnie. Ta agresja biła z
niego, niemal promieniowała. Mężczyzna był wkurwiony i nawet nie starał się
tego ukryć. Stawiał krok za krokiem, ciężko, szybko, mocno. Nie trzymał się
poręczy, obie ręce miał bowiem wciśnięte na samo dno kieszeni i niewątpliwie
wciąż pchał je ku dołowi. Mężczyzna wyznawał staroświeckie zasady, choć podążał
z duchem czasów. W nim te dwie cechy się nie kłóciły, występowały łącznie,
współgrały. Chwycił za klamkę, otworzył drzwi z takim impetem, że niemal klamka
z drugiej strony wbiła się w ścianę.
– Nie jesteś zły? – zapytała
kobieta, modląc się w duchu by mąż nie był na nią zły, ale już po wyrazie jego
twarzy wiedziała, że to pytanie jest retoryczne.
– Jak mogłaś? – zapytał i chwycił
ją pewnie za ramie, tak, że wykręcił ręce do tyłu i zaprowadził do kuchni.
Przekluczył drzwi i oparł się o nie plecami ze splecionymi rękoma na piersi.
Małżeństwem byli dość długo,
jeśli uznać sześć lata za spory staż. Mieli na wychowaniu czworo dzieci. Dwoje
własnych, oraz dwoje w rodzinie zastępczej, ci byli już nastolatkami i
rodzeństwem Agaty – żony Karola.
– Nie możesz tak pracować, znajdź
normalną pracę – wyjaśniła kobieta swoje motywacje i wyznała czego tak naprawdę
chce. Jednak jak to kobieta nie myślała logicznie. Mieli długi, problemy
finansowe, zalegali ze wszystkim. Karol w każdym innym wypadku przyznałby jej
racje i przystanął na jej propozycję, ale nie w tym. Teraz musiał myśleć przede
wszystkim o niej i o rodzinie.
Mocno ściśnij me dłonie
I pamiętaj o żonie
Ja ci zrobię fantastyczny PR
– Mogłabyś
tak pozwolić mnie decydować? – zapytał.
– Ty decydujesz
głupio – wypaliła i oparła się plecami o niewielki, kuchenny stół.
– Ty też
niezbyt mądrze. Jak mnie zwolnią z tej pracy to wywalą nas z mieszkania,
zabiorą Bartka i Karolinę, zostaniemy z niczym. Pojmujesz to czy nadal nie? –
zapytał zbulwersowany.
– Jak cię
mogą wywalić z pracy, w której nawet nie jesteś zatrudniony, nie masz umowy.
– Mam umowę
jako kierowca – powiedział pewnie, ale oboje wiedzieli, że w prowadzeniem to
Karol ma w tej pracy nie wiele wspólnego.
–
Kierowniczysz łopatą kopiąc groby, a może rozwozisz prochy do miejscowych szkół
– zadrwiła na głos i tym razem usiadła na krześle. – Mój mąż nie będzie się tym
zajmował, nie pozwolę ci skończyć w pace.
– A ja nie
pozwolę nam pomrzeć z głodu, ani tez zamarznąć zimą. Dlatego muszę zarabiać na
jedzenie, czynsz, węgiel. Myślisz o tym czy nie?
– Myślę –
powiedziała pewnie.
– I co,
gdzie to twoje myślenie, bo go nie dostrzegam? – zapytał kpiąco.
– No,
poproszę dziadka, załatwi mi pracę, ty zostaniesz…
– Nie ma
mowy! – warknął tak, że aż naczynia na suszarce zazgrzytały w przestrachu.
– Bo co, bo
kobieta ma siedzieć w domu, tak? – zapytała wstając energicznie i stając tuż
przy nim, tak że czuła jego oddech na swoim czole.
– Emilka
jest za mała. Wiktorie można posłać do żłobka, ale ją nie – wyjaśnił spokojnie
Karol.
– To ty z
nimi zostaniesz, i tak nic pożytecznego nie czynisz. Bujasz się tylko z
małolatami i ładujesz w kłopoty – zarzuciła go oskarżeniami.
– Uważasz,
że nic nie robię? – zapytał i podciągnął rękawy swojej granatowej koszuli,
która nijak pasowała do jasnych, beżowych spodni, ale on nigdy nie potrafił
dobierać kolorów.
– Nie,
Karol, to nie tak – zaczęła Agata spokojniej, bo chciała by ten jej spokój
przeszedł na niego. Znała swojego męża już na tyle dobrze, by wiedzieć kiedy i
jak go wkurzyć, ale nieraz nie panowała nad tym i nie zdążyła powstrzymać
swoich ust przed wypowiedzeniem o kilku słów za dużo.
– A jak?
Nawet jeśli zrobimy jak mówisz, to i tak to nic nie da. Musimy, potrzebujemy
nagłego zastrzyku gotówki, kilku tysięcy od razu. Ja mogę tyle zarobić, mógłbym
gdybyś nie grzebała w moich rzeczach i nie wtykała nosa w nie swoje sprawy.
– Mój mąż to
moja sprawa! – krzyknęła i zamachnęła się na mężczyznę. Nie było jednak słychać
plaśnięcia, nie było słychać nic tylko głucha cisza, a potem syknięcie kobiety
przez zęby, takie piśniecie bólu.
Mężczyzna
trzymał pewnie jej prawy nadgarstek w swoje prawej dłoni. Ściskał dość mocno i
nie miał ni cienia żalu, ni cienia wątpliwości w oczach.
– Mam tego
dość – zakomunikował pewnie, ale nie krzyczał. – Co w ciebie wstąpiło? Nigdy
wcześnie nie miewałaś takich nerwowych odruchów, a nagle tobą zawładnęły –
słowa mężczyzny były szczere. Wcześniej
otrzymał od kobiety cios w twarz raz, jakoś na początku ich związku, a
ostatnimi czasy wystarczyło, że nie było po jej myśli, a już jej rączki latały.
– Puść –
zażądała, ale cichutko, mniej pewnie niż wypowiadała wszystkie wcześniejsze
słowa.
– Oj nie,
kochanie. Nie tym razem. Tym razem mam tego dość i to się musi skończyć raz na
zawsze, rozumiesz? – zapytał patrząc w jej załzawione oczy, choć nie miała
powodu płakać, bo uścisk na nadgarstku już zelżał.
– Nigdy taki
nie byłeś – rzuciła kolejnym oskarżeniem.
– Ale teraz
jestem i jeśli twoje zachowanie się nie zmieni to będę taki częściej –
zagrzmiał jego głos, był dosadny, przenikliwy, a jego spojrzenie przechodziło
ją na wskroś.
– Już cię
takiego nie lubię – poskarżyła się kobieta i chciała wyrwać nadgarstek z jego
uścisku, nie czuć jego dotyku, ale na powrót zacisnął mocniej.
– Ty nie
masz mnie takiego lubić, ty masz sprawiać bym nie miał powodu takim być. Zawsze
możemy o wszystkim porozmawiać, na spokojnie, a nie przechodzić do rękoczynów,
jednak skoro sama to zapoczątkowałaś… – Mężczyzna nie dokończył myśli, zaczął
rozpinać nerwowo lewą dłonią pasek, który miał przy spodniach.
– Karol co
ty robisz? – zapytała kobieta. Mężczyzna nie przejął się jej słowami, ani je
tonem. Puścił jej dłoń, tylko po to by wyszarpnąć pasek ze szlufek i złożyć go
w pół. Patrzyła na niego w przestrachu i w niewiedzy.
Spodziewała
się czegoś złego, więc postanowiła szybkim krokiem, niemal biegiem wyminąć
mężczyznę. Zatrzymała się jednak na jego lewej ręce, złapał ją w pół.
– A dokąd
to? – zapytał retorycznie i dociągnął ją do stołu. Odwrócił tyłem do siebie i
przytrzymał swoją dłonią jej plecy, dociskając ją do chłodnego blatu. Zamachnął się dłonią, w której trzymał pasek,
a ciepła skóra niemal natychmiast zderzyła się ze skórą pośladków kobiety,
okrytych teraz tylko cienkimi legginsami, które bardziej podwajały ból niżeli
go niwelować.
Mężczyzna
wziął większy zamach, jakby chciał sprawdzić na jak dużo może sobie pozwolić i
co się wtedy wydarzy. Jednocześnie jednak starał się tak dawkować siłę by żony
nie uszkodzić. Kochał ją i to było szczere i czyste uczucie. Nigdy nie chciał
sprawić jej bólu, no ale tłumaczył to sam sobie tym, że to ona zaczęła. W ten
oto sposób tłumaczył sam siebie przed sobą.
– Minęła ci
agresja? – zapytał spokojnie, wręcz przyjaźnie po trzecim uderzeniu, naprawdę
nie chciał zadać czwartego, ale ponieważ milczała… uznał jej milczenie za
przyzwolenie i tym razem huk odbił się głucho od ścian kuchni, a ona zapłakała
s głos. – Zadałem pytanie – przypomniał jej.
– Puść,
proszę – szepnęła, a on wykonał jej prośbę. Uznał że lepiej rozmawiać z
zachowaniem kontaktu wzrokowego, a w ten sposób to było niemożliwe.
Agata
stanęła na trzęsących się nogach, mężczyzna wydawał się być w tym czasie zimny
na jej reakcje. Na chłodno, bez żadnego szarpanego ruchu, z surowym wyrazem
twarzy wsuwał pasek do szlufek. Spojrzał na kobietę, która natychmiast usiadła
i ukryła twarz w dłoniach, podpartych na łokciach o stół… płakała.
– Możesz się
już uspokoić? – zapytał delikatnie.
– Powinnam
się z tobą po tym rozwieść – uznała na głos.
– I to mówi
kobieta, która zawsze chciała ślubu kościelnego – zadrwił na głos. – Według
biblii to mężczyzna ma władzę nad kobietą. To mąż góruje nad żoną. Ma prawo do
podejmowania decyzji. Po cholerę mi to prawo nadane przez Boga odbierałaś,
gdybyś postąpiła inaczej nigdy bym cię nie zbił.
– Odejdź –
zażądała.
– Odejdę,
ale zostawię telefon. Napisz smsa mojemu szefowi, że już nie masz nic przeciwko
bym tam pracował, ze przepraszasz za grożenie jemu i jego ludziom policją, że
bardzo żałujesz, i że ja już załatwiłem całą sprawę. Za pół godziny wrócę i nie
chciałbym musieć się powtarzać – powiedział ostro i usiłował wyjść z kuchni,
drzwi jednak się nie otwierały. Dopiero wtedy sobie przypomniał, że je
przekluczył.
Mężczyzna
udał się do pokoju swoich córek, przykrył starszą z nich, bo jak zwykle
rozkopała kołderkę. Nachylił się nad nią i złożył ojcowski pocałunek na jej
czole. Spojrzał w okno, widział jak deszczowe chmury zbierają się nad miastem.
Nie żałował tego jak postąpił, potrzebowali pięciu tysięcy by szybko spłacić
najważniejsze zaległości, Agata jakby poszła do pracy, nie otrzymałaby aż tak
dużego wynagrodzenia, a i dopiero za miesiąc. Jego praca gwarantowała mu sześć
tysięcy za tydzień i musiał dotrwać do tego tygodnia, musiał poświęcić swoje
sumienie dla rodziny.
– To ma być
przecież tylko jeden skok – powtarzał sam sobie.
Część 5 - Wiara i nadzieja - Agata (Michalina)
Stałam przy
kuchennym blacie krojąc ziemniaki w kostkę. Emilka spała grzecznie od
kilkunastu minut przy akompaniamencie RMF max, bo zauważyłam, że moje dziecko
najlepiej zasypia w hałasie, za to cisza sprawia, że staje się aktywna, nie
dając nam przespać spokojnie jednej nocy. Karol zabrał Wiktorię na spacer,
czyli do Tylera, ale niech dalej sądzi, że się nie domyślam. Dzięki temu
zyskałam dwie, albo trzy godziny na ogarnięcie domu, ugotowanie obiadu i może
nawet zdążę się chwilę zrelaksować. Co prawda zupy ogórkowej wielkim obiadem
nazwać nie można, ale jak to mówią, jak się nie ma co się lubi, to się lubi to
co ma. Jeśli ugotuję jej więcej, starczy na dwa obiady i może dzięki temu uda
nam się dociągnąć do wypłaty Karola, bo nie mam już siły pożyczać kolejnej
kasy.
Czasem
zastanawiam się czy tak miało wyglądać moje życie? W młodości miałam tyle
planów, aspiracji, chciałam założyć własną kancelarię, albo chociaż zająć się
doradztwem prawnym, mieć męża, który zapewni mi odpowiedni poziom życia,
nowocześnie urządzone mieszkanie, potem urodzić dziecko, najpierw jedno, za
kilka lat drugie i żyć zgodnie z ułożonym sobie planem. Uśmiechnęłam się
gorzko, bo to okazało się, że przewrotny los zdecydował inaczej. Nic nie poszło
zgodnie z planem, a wręcz przeciwnie. Teraz patrząc wstecz zrozumiałam, że to
nie były moje plany, a rodziców moich i Darka. To oni popychali nas ku sobie,
mimo dzielącej nas różnic wieku. Wtedy kiedy byłam nim zauroczona, jak byłam
tylko nastoletnią gówniarą, a on już studiował prawo. Imponowała mi jego
wiedza, kultura osobista i umiejętność zachowania się w każdej sytuacji. Jednak
on traktował mnie bardziej jak młodszą siostrę, przyjaciółkę, ale nic po za
tym. Nasz romantyzm ograniczał się do spacerów po parku za rączkę, kilku
wyjściach do kina, czy spotkaniach w gronie znajomych. Na jednej z imprez
poznałam jego "braci z wyboru" jak zwykł mawiać o Aleksie, Fabianie i
Kryspinie. Wszyscy byli w jego wieku, chyba tylko Fabian był trochę starszy, ale
nie było widać różnicy. Jednak w każdym z nich było coś, co mi nie pasowało.
Aleks był wyrachowany, Fabian to fanatyk religijny, a jego brat to zupełne
przeciwieństwo. Z żadnym z nich nie potrafiłabym się związać, zresztą dla nich
byłam tylko młodszą kumpelą Darka. Nagle poczułam, jak coś ostrego wbija się z
mój palec i kiedy się ocknęłam zobaczyłam, że nóż zamiast wylądować w
ziemniaku, wbił się prosto do kciuka. Szybko włożyłam rękę pod zimną wodę i po
chwili zakleiłam ranę plastrem. Opłukałam te ziemniaki, żeby nie były z
dodatkiem mojej krwi i wrzuciłam do garnka, bo oczywiście musiało sie to stać
przy krojeniu ostatniego. Zajrzałam do Emilki,
która słodko spała, rozkopując swój kocyk, który poprawiłam i ściszyłam
nieco radio, bo darło się na pół mieszkania. Rozłożyłam w kuchni deskę do
prasowania, bo nazbierało się trochę rzeczy, które czekały na zmiłowanie.
Pierwsza z góry to była zielona koszulka Karola, stara jak świat, ale jego
ulubiona i nie pozwalał jej wyrzucić. Kiedy zaczęłam to ją prasować przed
oczami pojawiła się tamta ławka w parku i Karol siedzący na jej oparciu w
dokładnie tej samej. W ten majowy dzień pierwszy raz postanowiłam wyrwać się ze
szkoły, iść gdzieś bez celu i oderwać się od całego kieratu w domu i w szkole.
Miałam siedemnaście lat, kończyłam pierwszą klasę najlepszego liceum w mieście,
na pewno będę miała świadectwo z paskiem, a jednak... Czułam się jak chomik
biegający w kółku bez celu, ale nie potrafiący przestać. Nie wiem co, mnie
wtedy podkusiło, żeby zamiast skręcić do szkoły, pójść w zupełnie innym
kierunku, na spotkanie swojego przeznaczenia. Weszłam do parku, który o tej
porze był prawie pusty, bo wszyscy byli szkołach, przedszkolach i w pracy, a
dla emerytów było jeszcze za wcześnie. Przechadzałam się bez celu alejkami i
już zaczynało mi się nudzić. Pomału zaczęłam żałować swojej decyzji i nawet
zastanawiałam się czy nie wrócić do szkoły na kolejną lekcję. Nagle gdzieś z
oddali usłyszałam dźwięk gitary i taki ciepły, ale zdecydowany głos. Moje nogi
same poniosły mnie w tamtym kierunku i zobaczyłam bruneta, na oko trzy lata
starszego ode mnie, w zielonej jak trawa koszulce i sportowych bojówkach.
Siedział na oparciu ławki, grał na gitarze i śpiewał wczuwając się, jakby grał
dla sali kongresowej, a nie jednej pary stojącej obok ławki i pani w średnim
wieku z białym pudelkiem na rękach. Kiedy podeszłam bliżej akurat skończył
poprzednią piosenkę, uśmiechnął się dziękując za brawa i spojrzał na mnie. Ja
speszona uciekłam wzrokiem i wbiłam go w trawnik, słuchając jak do moich uszu
płyną słowa:
Perfect – Kołysanka:
Gdy nie bawi cię już
Świat zabawek mechanicznych
Kiedy dręczy cię ból
Nie fizyczny
Zamiast słuchać bzdur
Głupich telefonicznych wróżek zza siedmiu mórz
Spytaj siebie czego pragniesz
Dlaczego kłamiesz, że miałaś wszystko
Gdy udając że śpisz
W głowie tropisz bajki z gazet
Kiedy nie chcesz już śnić
Cudzych marzeń
Bosa do mnie przyjdź
I od progu bezwstydnie powiedz mi
Czego chcesz
Słuchaj jak dwa serca biją
Co ludzie myślą - to nieistotne
W tym
momencie przerwał na chwilę, a ja podniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w
oczy. Czułam się jak w jakimś filmie. Facet zobaczył mnie pierwszy raz na oczy,
a wyśpiewał to, co od dawna mnie dręczyło, a o czym nikomu nie potrafiłam
powiedzieć. Nie miałam czasu na dalsze rozmyślania, bo on zaczął śpiewać dalej:
Kochaj mnie
Kochaj mnie
Kochaj mnie nieprzytomnie
Jak zapalniczka płomień
Jak sucha studnia wodę
Kochaj mnie namiętnie tak
Jakby świat się skończyć miał
Swoje miejsce znajdź
I nie pytaj czy taki układ ma jakiś sens
Słuchaj co twe ciało mówi
W miłosnej studni już nie utoniesz
Kochaj mnie
Kochaj mnie
Kochaj mnie nieprzytomnie
Jak zapalniczka płomień
Jak sucha studnia wodę
Kochaj mnie
Kochaj mnie
Kochaj mnie nieprzytomnie
Jak księżyc w oknie śmiej się i płacz
Na linie nad przepaścią tańcz
Aż w jedną krótką chwilę
Pojmiesz po co żyjesz...
Tego co
działo się wtedy w mojej głowie nie można określić, żadnym słowem, jedynie
chyba chaos był by odpowiedni. On hipnotyzował mnie tymi swoimi oczami, jakby
czytając w mojej głowie. Ci ludzie stali jak wryci wpatrzeni w nas jak w
obrazek, a ja stałam z wytrzeszczonymi oczami i nie wiedziałam co mam zrobić.
Pamiętam, że wtedy wstał, podszedł do mnie, wziął moją rękę i delikatnie pocałował
mówiąc przy tym:
– Ballada
dla pięknej nieznajomej.
Poczułam się
jak w bajce, byłam jak zaczarowana, ale Karol szybko sprowadził mnie na ziemię
słowami:
– Mogę
prosić numer telefonu, to wygram z tym idiotą co tam gra na drugim końcu parku.
I potem zapraszam na... dziś wieczór jest impreza. Będziemy grali w
"Imbirze" - jego szczerość była powalająca, ale chyba właśnie tą
szczerością mnie ujął. Był sobą, nikogo nie udawał i poczułam, że ja przy nim
nie będę nikogo grać, tylko być taką jaka jestem. Dałam mu ten numer, choć nie
do końca byłam pewna, czy się tylko nie zgrywa. Ale wtedy rozsądek nie miał nic
do gadania, tamtego dnia w moim ciele szalały emocje. Kiedy wieczorem zjawiłam
się w umówionym klubie, on od razu mnie odnalazł, podszedł do mnie i złapał za
rękę, szepcząc jednocześnie do ucha:
– Witam
piękną nieznajomą.
Nagle
poczułam to samo ciepło na mojej dłoni i zdziwiłam się, że moje wspomnienia
mogą być tak realne. Jednak kiedy się ocknęłam zobaczyłam, że to ciepło to
paląca się bluzka Karola. Czym prędzej wrzuciłam ją do zlewozmywaka, w który
akurat była woda, więc szybko ugasiło się to co zaczęło się tlić. Ja poczułam,
że poparzyłam sobie palec, super więc mam już drugi do kolekcji. Na desce
został ślad po żelazku, a zielona ulubienica Karola wyglądała jak po wojnie.
Nie dość, że mokra to z wielką spaloną dziurą na plecach. Jak on mnie nie
zabije, to będzie chyba jakiś cud. Wyłączyłam to żelazko, bo Emilka zaczęła
marudzić. Ale widziałam, że jeszcze nie jest rozbudzona, więc zaczęłam
rytmicznie bujać wózkiem, licząc, że moje maleństwo jeszcze chwilę pośpi.
Królewna zaczęła się uspokajać, a mnie po raz kolejny tego dnia naszły
wspomnienia.
Teraz
zobaczyłam siebie siedzącą w łazience u Marty i rozpaczającą, że po raz kolejny
się nie udało. Tak bardzo chciałam zobaczyć na tym teście, te upragnione dwie
kreski, bo tylko to pozwoliło by nam wziąć ślub. Moi rodzice byli przeciwni
Karolowi, uważając go za "gołodupca bez ambicji" i utrudniali mi na
wszelkie sposoby spotkania z nim. Wiedziałam, że tylko ciąża zdoła zmienić ich
zdanie, bo dla nich samotna kobieta z brzuchem to była hańba. Ale próbowaliśmy
już od kilku miesięcy i jak na złość nic. Tego dnia byłam naprawdę załamana, bo
rodzice ubzdurali sobie, że najlepiej jak wyjadę na studia do wielkiego miasta,
tam będę mieć lepsze perspektywy i coraz bardziej naciskali, grożąc, że odetną
mi kasę, jeśli się nie zgodzę. Nie pamiętam jak znalazłam się w klubie, ile wtedy
wypiłam ani skąd wziął się obok mnie blondyn jak z okładki. Tamtej nocy
wszystko działo się szybko, za szybko jak dla mnie. Kolejne drinki, żeby zapić
smutki, gorące tańce i potem seks w damskiej toalecie. Na drugi dzień obudziłam
się w jego pracowni, czy innej graciarni z ogromnym bólem głowy i jeszcze
większymi wyrzutami sumienia. Kiedy na wizytówce przeczytałam "Kamil
Wielgosz" o mało nie zemdlałam z wrażenia. Nie dość, że zdradziłam Karola,
to jeszcze z bratem chłopaka przyjaciółki. Przez kilka kolejnych dni nie
wiedziałam co mam zrobić, ale nie potrafiłam udawać, że nic się nie stało, nie
mogłam oszukiwać faceta, którego kochałam. Karol był załamany kiedy się
dowiedział, nie potrafił mi wybaczyć. Ja oczywiście dodałam kilka słów za dużo,
obarczając go winą za obecną sytuację, twierdząc, że gdybyśmy mieli kasę i za
co żyć, to nie doszło by do tego. Karol wtedy smutno na mnie spojrzał i
trzasnął drzwiami powodując wielki huk...zupełnie podobny do tego co teraz
usłyszałam. Znowu ocknęłam się ze wspomnień i zobaczyłam, że wózkiem zahaczyłam
o porcelanową donicę, która spadła na ziemię, roztrzaskując się na kawałki i
rozsypując ziemię po połowie pokoju. Ale nie zdążyłam tego pozbierać, bo ten
dźwięk nie przypadł do gustu mojej królewnie, która gwałtownie rozbudzona
podniosła wielki krzyk. Wzięłam ją na ręce, przytuliłam i poszłam do kuchni
przygotować dla niej jedzenie. Dodałam też wody do zupy, która powoli gotowała
się na gazie i po przebraniu Emilki usiadłam z nią na krześle i próbowałam
karmić, co nie było łatwe, bo jak przystało na królewnę była bardzo wybredna.
Kiedy skończyłam ostawiłam ją do kojca dając kilka zabawek i pogłaśniając
radio. W kuchni wyglądało, jak po przejściu tornada, w pokoju leżała ziemia i
kwiatek, a ja patrzyłam na moją kruszynkę i niestety znowu odpłynęłam.
Teraz szłam
zapłakana chodnikiem znowu podążając bez celu, zupełnie jak wtedy na wagarach.
Kiedy zobaczyłam wynik testu ciążowego, byłam załamana. Coś na co czekałam tyle
czasu, okazało się w obecnej sytuacji przekleństwem. Karol od dwóch miesięcy
siedział za granicą, nie dając mi znaku życia, jednak przez znajomych
dowiedziałam się, że wziął sobie za punkt honoru wrócić jako godny kandydat na
męża, a nie gołodupiec. Zresztą dziecko i tak nie było jego, bo data wskazywała
jednoznacznie. Dla mnie jednoznacznie, ale dla tego cynicznego blondyna już
nie. Właśnie przed godziną zakomunikował mi, że mój brzuch to moja sprawa, a
nie jego i że szanse, że to akurat jego wpadka, są minimalne. A nawet jeśli by
tak było, to on sobie balastu nie ma zamiaru brać i jeśli chcę urodzić, to
proszę bardzo, ale do niego mam nie przychodzić. Stałam tak na brzegu chodnika
i doszłam do wniosku, że nic mnie tutaj nie trzyma i lepiej dla wszystkich
będzie jak im zniknę z oczu. Zdecydowanym krokiem weszłam na ulicę i zamknęłam
oczy. Usłyszałam potworny pisk i poczułam jak coś dotyka mojej nogi, ale
zaledwie odczuwalnie. Otwarłam oczy i zobaczyłam jak z samochodu wyskakuje, no
nie, tylko nie on – zdążyłam wtedy pomyśleć.
– Agata! Co
ty do cholery wyprawiasz! Przecież gdybym w ostatniej chwili nie zahamował, to
już by cię tu nie było - krzyczał wzburzony Darek trzymając mnie silnie za
ramię i kątem oka oglądający czy nic mi się nie stało.
– Szkoda, że
zahamowałeś...Wtedy byłoby po problemie - powiedziałam tylko cicho i poczułam,
jak łzy spływają mi po policzkach. Darek zapakował mnie wtedy do samochodu,
wywiózł za miasto do jakiegoś dużego parku i wyciągał po kawałku powody mojego
obecnego stanu. Tam w parku w jakimś małym barze jedliśmy zupę i rozmawialiśmy
jak prawdziwi przyjaciele, nawet jak brat z siostrą, można by rzec.
– A właśnie,
zupa! - przypomniało mi się i upewniwszy się, że Emila odpływa w kolejną
drzemkę poszłam do kuchni. Zamieszałam porządnie w garnku, na szczęście nie
wykipiała, ani się nie spaliła. Ale jej zapach przypomniał mi ten dzień, kiedy
Karol stanął w drzwiach mojego domu z bukietem kwiatów w ręku i pierścionkiem
zaręczynowym, prosząc moich rodziców o rękę, bo skoro tak się już stało, że
zostaniemy rodzicami, to lepiej jako małżeństwo. Matka o mało zawału nie
dostała, ale ojciec docenił to, że Karol chce wsiąść odpowiedzialność za swoje
czyny. Swoje..., żeby oni wiedzieli jak numer wywinęła ich grzeczna córeczka.
Początkowo oponowałam, twierdząc, że nie potrzebuję jego litości, ale kazał mi
się zamknąć i nie utrudniać. Powiedział, że mnie kocha i nie wyobraża sobie
beze mnie życia, a to dziecko pokocha jak swoje, bo widocznie tak miało być.
Pamiętam jak w dniu naszego ślubu okropnie padał deszcz, dosłownie tak jakby
ktoś wylewał wodę z garnka...Garnka? Popatrzyłam na swoje ręce i zaniemówiłam.
W czasie rozmyślań przecedziłam moją zupę przez sitko, tak, że teraz z obiadu
zostały tylko ugotowane na super miękko ziemniaki, ogórki i kilka innych
warzyw, które zatrzymały się na sitku. Upuściłam z wrażenia garnek i spojrzałam
na rozwaloną ziemię w pokoju, spaloną deskę i koszulkę męża, na resztki naszego
obiadu, którego miało być na dwa dni i usiadłam na podłodze. Zakryłam twarz w
dłoniach i zaczęłam spazmatycznie płakać. W tym momencie usłyszałam, jak klucz
w zamku się przekręca i po chwili poczułam jak Karol chwyta moje dłonie,
podnosi mój podbródek i wystraszony pyta:
– Kochanie,
co się stało?
– Bo, ja, bo
ja cię kocham... – opowiedziałam i rzuciłam mu się na szyję.
Część 6 - Nie jest za późno - Karol (Gizmo)
Życie zmusza nas do
różnorodnych rozwiązań. Pamiętam to jak dziś, gdy Agata wróciła do domu
zaryczana z informacją, że jej rodzice nie żyją. Niby nie było to nic dziwnego,
bo ludzie umierają, ale ją dotykał fakt, że od kilku lat nie miała z nimi
kontaktów na odpowiednim poziomie. Przy każdym spotkaniu wypominali jej, że się
źle ożeniła, a ja nawet z nią tam nie wpadałem, bo i po co? By słuchać, że nie
jestem w stanie zapewnić ich córce i wnuczką odpowiedniego poziomu egzystencji?
Wtedy jednak było mi przykro. Moja żona cierpiała, a ja wraz z nią, jak
wypadało na męża. Pojawił się też problem co zrobić z Agaty rodzeństwem, młodzi
trafili do pogotowia opiekuńczego, a my braliśmy chwilówkę na to by zapłacić
gigantyczny rachunek za prąd, bo palenie w piecu wydawało się nawet
kosztowniejsze, niż owy prąd. Potem były święta, spędzaliśmy je wraz z Karoliną
i Bartkiem, wtedy ja podjąłem decyzje, że młodzi trafią do nas. Zdobyłem
zatrudnienie, papierek o niekaralności, nie licząc drobnego gówniarskiego
wybryku. Uczęszczałem na wszystkie kursy i marnowałem czas na to, bo… bo po
prostu było warto. Ta dwójka gówniarzy to była jej rodzina, gdybym to ja miał
młodsze rodzeństwo z pewnością nie zawahałaby się i uczyniła dla mnie to samo w
podobnej sytuacji.
Zamyśliłem się nad
albumem ze zdjęciami, a Wiktoria marudziła:
– Tato przeóż kaltke.
– Już, już kochanie.
Przepraszam, ale się zamyśliłem – odrzekłem małej i pocałowałem ją w czółko
jednocześnie spełniając jej prośbę.
– Tato, Baltek! –
zawołała radośnie Wika, a ja spojrzałem na chłopca. Miał dziesięć lat i całą
twarz miał w piance służącej do golenia. Przez chwilę wspomniałem tamte czasy.
Wika była mała, miała
zaledwie roczek. Dopiero co zaczynała dreptać i to tylko przy meblach, z uwagi
na własną ostrożność, by się czasem nie wywalić. Tak… Wika zawsze umiała zadbać
o samą siebie. Chyba miała to po Karolinie – Agaty siostrze. Z kolei Bartosz
był zupełnie inny, często się martwił, przejmował, obwiniał… Teraz widziałem
obraz sprzed ponad roku przed swoimi oczami. Obraz dnia, w którym zostało
zrobione właśnie to zdjęcie Bartusia z moją pianką do golenia na swojej
brodzie.
Moja pamięć podsunęła
mi obraz gdy sam stałem w łazience przed lustrem i usiłowałem się dobudzić i
doprowadzić do stany używalności.
– Dzwonili z
Providentu – oznajmiła moja żona, wchodząc mi do łazienki.
– Za tydzień im
wszystko wyrównamy – powiedziałem, a mój głos był tak niepewny jak jeszcze
nigdy dotąd.
– To samo mówiłeś
tydzień temu – rzuciła oburzonym tonem i wyszła, trzaskając drzwiami.
Nie przejąłem się tym
zbytnio, miała powody się złościć i martwić. Ogólnie gdyby nie długi, to
mielibyśmy idealne życie. Byliśmy zgodni, mało się kłóciliśmy, praktycznie
wcale, kochaliśmy siebie i dzieci, ale oczywiście polskie państwo ma chory
system i nie dało nam szansy na lepsze życie. Już jako małolat uważałem, że
lepiej kraść niż pracować za marne tysiąc złotych co ledwie starcza na opłaty.
– Co robisz? – zapytał
Bartuś, wchodząc do łazienki.
– Staram się ogolić –
odpowiedziałem.
– Aha, masz brodę jak
Mikołaj taką białą – powiedział z uśmiechem.
– To nie broda, a
pianka do golenia.
– Mogę siku? –
zapytał.
– Pewnie, sikaj, nie
będę patrzył, obiecuję – odpowiedziałem i goliłem się dalej, by po chwili znów
usłyszeć pytanie.
– Kłóciliście się? –
zapytał chłopięcy głosik, należący do tego stojącego przy mnie.
– Nie, twoja siostra
czasem lubi sobie trzasnąć drzwiami.
– To na pewno nie
przez nas? – dopytywał.
– A dlaczego miałoby
być przez was? – zapytałem i przykucnąłem przed nim.
– Bo tu jesteśmy, a ty
może nas nie chciałeś. Nie dość, że wam ciężko to my się jeszcze pojawiliśmy.
– Bartek, nie
opowiadaj głupot. Damy radę, a was chcieliśmy. Nasze problemy są tylko
przejściowe, a wy nie macie z nimi nic wspólnego – powiedziałem i naprawdę było
mi szkoda dzieciaka. Jego rodzice zmarli, spędził kilka tygodni w pogotowiu
opiekuńczym, zanim nam przyznali opiekę, a na dodatek teraz czuje się
niechciany. – Chcesz też mieć taką brodę? – zapytałem.
– Pewnie, a pokażesz
mi jak ją zgolić? – Poczułem przypływ dziwnej radości i dumy, gdy po tych
słowach się uśmiechnął.
Był bratem mojej żony,
moim szwagrem, ale to na nas spadło jego wychowanie. Nałożyłem mu sporą ilość
pianki do golenia na brodę i policzki, a potem wręczyłem maszynkę jednorazową.
Całkowicie nową i wciąż z tym plastikiem na ostrzu, naturalnie go nie
ściągałem.
– Teraz zbierasz te
piankę i płuczesz w wodzie i tak dopóki ta piana nie zniknie – mówiłem do
chłopca, który stał na drewnianych schodkach bo nie sięgał do umywalki.
– Mogę spać u
koleżanki? – zapytała Karolina, otwierając bezceremonialnie drzwi do łazienki.
To akurat miała po swojej siostrze, obie zawsze ładowały się wszędzie bez
pukania i pytania.
– Tak, tylko powiedz u
jakiej – usłyszałem odpowiedź mojej żony, choć pytanie było wyraźnie skierowane
do mnie.
– U Zosi.
– Nie ma mowy! –
wtrąciłem się w ich dyskusję. Wyszedłem też z łazienki i stanąłem między
kuchnią, a łazienką, czyli tak jakby między moją żoną, a jej nieletnią siostrą.
– Dlaczego? –
zastękała moja mała szwagierka.
– Jej matka wraca
pijana każdego dnia, ojca niema, a ty chcesz tam spać? – zapytałem z
niedowierzaniem.
– Ale jej mama będzie
na nocce – rzekła, marszcząc złowrogo czoło.
– Tym bardziej nie.
– Ja idę spać do Zośki
i mnie nie interesuje, że ty się nie zgadzasz! – powiedziała naburmuszona i
dotykała wskazującym palcem mój nagi brzuch, jakby mi grożąc. Zawsze mnie
dziwiło, że pierw pyta się o wszystko mnie, a dopiero potem Agaty, przecież to
ona była jej siostrą. Młoda jakby liczyła zawsze na moją większą tolerancje,
tylko przez to, że pochodzę z nie elitarnej rodziny. Dziwiło mnie też, że tak
ochoczo mnie dotyka, ale zbagatelizowałem to wtedy, bagatelizowałem to nadal.
Wciąż nie wierzyłem, że mogę być dla siostry mojej żony jakimkolwiek obiektem,
a już z pewnością nie seksualnym.
– Ty, smarku mały, akurat
nie masz nic do gadania. Zostaniesz w domu i koniec tematu.
– Nie jesteś moim
ojcem by się rządzić! – krzyknęła Karolina i przestała dotykać mojego brzucha.
Jakby jej uwielbienie do mnie natychmiastowo przepadło w zapomnienie.
– Ej, ej siostra. Kim
ty jesteś, by się tak do niego odzywać? – zwróciła jej uwagę Agata.
– Wszyscy jesteście
pierdolnięci! – krzyknęła i pobiegła do pokoju, a moja żona chciała pójść za
nią, ale ją powstrzymałem.
– Zostaw ją, nic jej
nie będzie. Ja do niej potem pójdę i porozmawiam. Gdzie jest jakaś wyprasowana
koszula?
– Przyniosę ci, może
być turkusowa?
– Może –
odpowiedziałem.
Po chwili byłem już
ubrany w dżinsy i koszulę. Stałem w kuchni obejmując swoją piękną żonę podczas
gdy ta smażyła naleśniki.
– Nasza dziewczynka
śpi? – zapytała.
– Tak. Z Karoliną też
już dobrze – odpowiedziałem.
– Może sprzedaj ten
zegarek, a ja sprzedam biżuterię, mam dwa łańcuszki jakiś pierścionek, nasze
obrączki… – głosiła swoją propozycję znów wchodząc na niewygodny i nieprzyjemny
dla nas obojga temat.
– Przestań, to jedyne
co mamy. Pozbędziemy się tego, gdy będzie naprawdę ciężko, czyli gdy nie będzie
za co jeść, póki co nie wysprzedawajmy pamiątek. Zegarek dostałem na osiemnaste
urodziny od matki, wiesz ile na niego odkładała?
– Dobra, może masz rację.
Pieniędzy starczy nam maksymalnie na tydzień. Co potem? – zapytała i odwróciła
się do mnie.
– Agatko, już nieraz
tak było. Nie pytaj, co potem bo jeszcze sam nie wiem, ale przez tydzień coś
wymyślę. Jednego jestem pewien, będziemy razem, przetrwamy wszystko i damy
sobie radę. Wychowamy dzieci na porządnych ludzi, będą chodziły do szkoły i nie
włóczyły się po ulicach jak te dzieciaki z naszego sąsiedztwa, a w końcu
będziemy szczęśliwi. Los się musi przecież kiedyś odmienić.
Sam nie wierzyłem w
to, co mówiłem. Los się musi odmienić – kurwa, żyję ciągle na tym samym, marnym
poziomie i jakoś do tej pory się nie odmienił. Szef nie dawał nowych zleceń, bo
go przyskrzynili ostatnimi czasy. Poza tym to nawet nie był gangster, to był
pionek. Jednak miałem coś więcej niż ci bogaci. Zawsze miałem oparcie w żonie,
rodzinę, do czego wracać nawet po kilkunastogodzinnej harówce i nie być
zmęczonym psychicznie tą rodziną, choć padać ze zmęczenia fizycznie.
– Uśmiechnij się – jej głos wyrwał mnie z tego całego
pesymizmu. Jej usta na czubku mojego nosa również.
– Kocham cię – dodała
i pocałowała mnie w usta.
– Naleśniki spalisz –
stwierdziłem, gdy już się ode mnie odkleiła. – Ale mimo to cię kocham – dodałem
i skubnąłem ją w ucho wargami.
– Wydrukuj zdjęcia z
karty pamięci, Bartek z maszynką do golenia wyszedł przezabawnie – powiedziała
odwracając naleśnika na drugą stronę.
Nagle poczułem aż ktoś
zatapia swoje małe ząbki z moim ramieniu, ale niezbyt mocno, wręcz delikatnie,
tak by mnie zrobić mi krzywdy, a zwrócić na siebie uwagę.
– Co ty robisz? –
zapytałem się córki, dzięki której powróciłem do rzeczywistości i odsunąłem od
siebie wspomnienia, które nie tak bardzo różniły się od teraźniejszości, bo
nasz los od wtedy do dnia dzisiejszego się nie odmienił.
– Bo znów nie oblacas
– rzekła z marsem na czole ta mała siedząca na moich kolanach. – I tu tzymasz,
o tu. – Wskazała na mój palec. – I ja nie mogę tes – dodała pośpiesznie z takim
zabawnym, wręcz typowo kobiecym przejęciem.
– Facet z takim
niecierpliwcem będzie miał przerąbane, po mamusi to masz – powiedziałem do
córki i przerzuciłem stronę.
– W pełni się zgadzam
– wyznała Karolina. – Co oglądacie? – zapytała i stanęła za mną, objęła moją
szyje, tak jak Agata zawsze to czyniła. Ułożyła swoją bronę wygodnie na jednym
z moich ramion. Moje serce przyspieszyło tempa, choć przecież nie powinno.
– Idziecie w końcu na
te naleśniki czy nie!? – zawołała Agata.
– Idziemy, idziemy –
zawołała Karolina, a Agata ją przedrzeźniła.
– To my z Bartoszem
tak po męsku postąpimy – zaoferowałem siebie i Bartka do pracy, bo wiedziałem,
ze on uwielbia nam pomagać.
– Czyli co zrobicie? –
dopytywała moja żona.
– No pójdziemy z tym
dywanem co jest na nim pełno piasku z doniczki…
– Ziemi – poprawiła
mnie Aga nakładając naleśniki na talerze.
– A no tak, ten kto
wysypał, ten najlepiej wie co – rzekłem z uśmiechem.
– Ale ten twój mąż
siostra dzisiaj czepialski – powiedziała Karolina.
– Nie gadajcie tylko
jedźcie nim wystygnie, bo podgrzewać wam nie będę – uprzedziła nas moja żona.
Rzeczywiście z naszej rodziny nikt nie lubił naleśników na zimno, wszyscy jedli
na ciepło, choć każdy z czym innym.
Wiemy jak to się stało, że tych dwoje jest razem, ale czy aby na pewno był to dobry wybór? Czy podjęli najlepszą z możliwych decyzji? Potrafią się pokłócić, posprzeczać, nawet pobić, ale jednak się kochają, a przynajmniej oboje tak deklarują. Czy miłość wystarczy? Czy kochając naprawdę można wszystko wybaczyć?
Akurat w przypadku tych dwojga uważam, że kochając naprawdę można wszystko wybaczyć. Nie wiem czy podjęli najlepszą z możliwych decyzji, ale to na pewno był dobry wybór. Bardzo lubię czytać o tej parze i mam nadzieję, że w ebookach będzie o nich więcej.
OdpowiedzUsuń22 year-old Programmer Analyst I Leeland O'Collopy, hailing from Picton enjoys watching movies like I Am Love (Io sono l'amore) and Rock climbing. Took a trip to Historic Centre of Sighisoara and drives a RX. przeczytaj ten artykul
OdpowiedzUsuń