środa, 3 kwietnia 2013

Para nr 2 - Ambitna utrzymanka i bogaty neurolog...

Amanda i Aleksander
Szermierka słowna dodaje pikanterii


Opisy wprowadzające, oraz opowiadania po rozwinięciu :)
(Kliknij na: Czytaj więcej >>)



Amanda Wieczorek pojawia się w powieści już na samym początku, od pierwszej części. Jest ona znienawidzoną "przyjaciółką" Mai Sykiel. Amanda wydaje się nie mieć zmartwień, żyć imprezami, bawić się w głupie zakłady, nie być nikim wyjątkowym. W pewnym momencie jednak ta dziewczyna dostaje prawo głosu i mówi sama o sobie, a nie jest tylko i wyłącznie przedstawiana oczami innych bohaterów. Od niej samej dowiadujemy się, że zamierza zamieszkać sama, pomimo młodego wieku - ma tylko siedemnaście lat. Ma dość mieszkania pod jednym dachem z patologią, która zowie się jej rodziną. Jak zamierza osiągnąć swój cel? Otóż dziewczyna ma sponsora. Niejakiego Huberta Witanow. Mężczyzna zdaje się być pod wpływem tej kobiety i spełnia jej kaprys, nie jeden z resztą. Jakie są kaprysy Amandy Wieczorek? Dziewczyna ma spore ambicje, zamierza wyrwać się z biedy, mieć lepszy status społeczny. Zaczyna więc od renomowanego, prywatnego liceum. Jej życie toczy się niemal idealnie. Sypia z przystojnym mężczyzną, który w zamian za to opłaca jej szkołę, mieszkanie, kupuje drogie ubrania i biżuterie. Kobieta w pewnym momencie zaczyna o nim myśleć jak o przyjacielu. Jednak czy przyjaźń zależy od układu? Niepisanych umów słownych? Amanda ma należeć tylko do Huberta, na okres dwóch lat ma nie sypiać z innym mężczyzną. Kobieta nagminnie łamie te umowę. Okazuje się, że dla niej seks, podryw, flirt to tylko zabawa, sposób na życie, jak i na czas wolny.

Aleksandra Górskiego natomiast poznajemy jako współlokatora pierwszego z głównych bohaterów. Oprócz niego z Patrykiem Owczarkiem mieszka jeszcze Kamil Wielgosz. Choć ten ostatni tylko czasami. Z czasem okazuje się, że mieszkanie, w którym przebywają bohaterowie jest własnie Aleksa (Aleksandra Górskiego). Kim więc jest owy mężczyzna? Z początku nudny, ale wartościowy, spokojny i opanowany, ale posturą wzbudzający respekt, przystojny, ale "wolny". Z biegiem czasu, albo raczej z biegiem części, które gnają do przodu Olek wydaje nam się kimś zupełnie innym niż na samym początku. Nagle zaczynamy dostrzegać jego wyrachowanie, poznajemy jego dzieciństwo, młodość, przeszłość. Mężczyzna wychował się w domu dziecka, ukończył studia, został neurologiem dziecięcym. W pewnej chwili przekonujemy się, że słowo "wolny" może mieć różne znacznie. On się bowiem czuł wolnym, ale w pewnej części oblewa swój własny rozwód, albo raczej anulowanie małżeństwa. W tej części poznajemy też namiastkę jego przyjaciół, tak zwanych braci z wyboru i jak się okazuje nie są oni wszyscy studentami, ani ludźmi z ogólnie poszanowanym zawodem - jest to jeden wielki miszmasz osobowości. Jeden jest prokuratorem, drugi więźniem, trzeci bezrobotnym.

Tych dwoje pewnego razu się spotyka, ale jak? Jak to możliwe by uczennica renomowanego liceum, spełniająca swoje marzenia i ambicje posługując się do tego celu własnym ciałem, natrafiła na neurologa dziecięcego? Dlaczego dorosły mężczyzna, z pewnym zawodem, dobrym zarobkiem zwrócił uwagę na gówniarę, która dopiero co poznaje dorosłe życie? Co ich połączyło, a co ich dzieli? Jak rozwinie się ich wątek?

Jedno jest pewne, każdy medal ma dwie strony, ale tylko jedną stronę pokazujemy światu, jedną z naszych twarzy, a drugą skrupulatnie ukrywamy nawet przed bliskimi. Co jeśli ta druga twarz zostaje przez tego bliskiego rozpoznana i nieodłącznie do nas przypisana? Czy to jest jak łatka, z która musimy kroczyć przez życie? Czy jest to szufladkowanie? A może to cała prawda...?



Część 1 - Czas na męską rozrywkę, a tu kobieta... - Aleksander (Samuel)

W życiu nie spodziewałbym się Kamila w tym kasynie. Rzadko grał i nie lubił grać na nowoczesnych maszynach. Uważał, że jak automat nie pluje monetami, to zero rozrywki, aż tu nagle pojawił się w progach tego miejsca. Jak się okazało, rozegrał tylko dyszkę, siedząc obok mnie i dyskutując o meczu koszykarskim, jaki miał miejsce z pięć lat temu – nadal nie pogodził się z przegraną.
– Aleksy, zagrałbym sobie w pokerka lub tysiączka, nawet kanastę, więc zmieńmy miejsce – zaskomlał mój długoletni przyjaciel.
– Rób, jak chcesz, ja wracam do domku – odrzekłem.
– No, ale jak to tak? Z kolegą się drinka nie napijesz w elitarnym klubie, a nie tej pipidówce? – zapytał.
– Niestety nie dziś. – Byłem na tyle zmęczony, że nie miałem sił dosłownie na nic.
– Aleks, Majka u nas zamieszkała, są jakieś problemy między nią a Patrykiem. Musimy, powinniśmy się im usunąć w tym momencie, by ich nie krępować – wydusił wreszcie, o co mu chodziło.
– Czyli stawiasz mi drinka, bo Majka u nas zamieszkała? – zapytałem.
– Jeszcze nie stawiam, ale mam zamiar. Tylko musimy wykonać koło dziewięć kroków do wyjścia i z koło złotówki na taksówkę – wyjaśnił, a ja nie miałem pojęcia, o co mu chodzi z tą złotówką.
– Jaką złotówkę, człowieku, co ty piłeś? – zapytałem.
– Złotówka to sto groszy, iść złotówkę to sto kroków – wyjaśnił. – A piłem tylko herbatkę i kawkę, ale mam dziś zamiar wypić coś innego – dodał.
– Skąd ten tekst ze złotówką? – zapytałem.
– Dziewczyny z naszej ulicy, te z podwórka, tak mawiają. Te ich ziomy zresztą też – wyjaśnił z uśmiechem na ustach.
– Wolałbym, byś ty brał przykład z innych – powiedziałem, gdy byliśmy już na zewnątrz.
– Spokojnie, papo Aleksie, jestem grzecznym chłopcem, znaczy staram się, ale ruszże dupę do bankomatu i wypłać na taksówkę.
– Jak to ja? Ty przecież miałeś stawiać? – Byłem zaskoczony.
– No tak ja, ale ja drinka, ty taxi – wyjaśnił, cwaniak jeden.
– Niech już ci będzie. Skąd wiedziałeś, że nie mam gotówki? – zapytałem po chwili.
– No bo ty jesteś ten, co korzysta z tych plastików, a ja wolę mieć materialnego pieniądza w kieszeni.
Taksówki nie było na postoju, byliśmy zmuszeni zadzwonić po nią do korporacji i czekać na tym wietrze. Boże, jak ja nienawidzę zimna, deszczu, śniegu i zimy, na szczęście był dopiero październik.
Po dłuższym czasie znaleźliśmy się w elitarnym kasynie, wypiliśmy wspólnie drinka przy barze, a później każdy oddał się swoim rozrywką. Ja wybrałem grę na maszynach, a Kamil zagrał w ruletkę. Uważał, że woli grać z człowiekiem niż z komputerem. Czemu on zawsze jest taki dziwny? Czy on nie potrafi być choć raz normalny? Znałem odpowiedź na te pytania, wiedziałem, że nie. To właśnie za to go wszyscy lubili i kochali, za tę inność. Nie minęła godzina, a koło mojego przyjaciela zaczęła się kręcić piękna, szczupła blondynka, o długich nogach. Gdy zmierzała w stronę stołu, widać było, że idzie tylko do Kamila, siedzącego na krześle i przekładającego żetony na zielonym stole. Ona patrzyła na niego, a jej krok był w pełni kobiecy, pewny, mocny, a jednak tak delikatny zarazem. Niespodziewanie dotknęła go długim paznokciem tuż przy uchu i zakreśliła nim delikatny ślad po szyi. Kamil nawet nie drgnął, widać było jednak, że się uśmiecha do niej, a być może sam do siebie, jednak ona była powodem tego uśmiechu. Obrócił się nagle, dokonał tego z łatwością, bo krzesło było obracane, i uniósł wzrok, by dostrzec piękno jej spojrzenia. Co prawda nie widziałem nawet jej oczu, ale byłem pewny, że są piękne i wyjątkowe, jak wszystko co w niej. Kobieta zamieniła z Kamilem kilka słów i za moment znalazła się tuż obok mnie, przy barze. Ja w tym czasie piłem czystą z lodem.
– Kamil mówi, że masz mu zamówić drinka i że zaraz dołączy – powiedziała z uśmiechem i usiadła na hokerze.
– Kamil mówi. Wiesz, nie znam takiej zabawy. Simon mówi jeszcze się zdarzało, że słyszałem, ale o Kamilu sobie nic nie przypominam – odpowiedziałem.
– Zabawne, nie lubiłam nigdy tej zabawy – wyznała.
– A co, nie lubisz robić tego, co każą inni? - zapytałem.
– Wolę, gdy inni robią to, co ja każę – odrzekła.
– Dobrze, skoro Kamil mówi, to zamówimy. Dla ciebie też? – zapytałem.
– Jeśli masz taką ochotę, to nie odmówię. – Puściła do mnie oczko, a ja wiedziałem że dla niej to nic nie znaczy. Nie wyglądała na taką, co wzdycha do faceta po kilku zdaniach.
– Mam taką ochotę. Co pijesz? – zapytałem i przywołałem do siebie kelnera. Zamówiłem raz Jacka Danielsa, raz wódkę z lodem i raz Sex on the Beach, bo takiego drinka wybrała ta dziewczyna.
– Ty mnie nie pamiętasz? – zapytała.
– Musisz mi to wybaczyć, ale jednak nie zupełnie. Twarz jakaś znajoma, ale nie wiem skąd – wyznałem.
– Z imprezy na rozpoczęcie roku. Jakoś we wrześniu była u was taka domówka, Kamil zaprosił mnie, Majkę, Domi i kilka innych dziewczyn oraz swoich kumpli.
– Ach, już pamiętam. To wtedy, gdy był taki bałagan w salonie i kuchni tak? – zapytałem
– Tak, dokładnie wtedy i wszystko sam sprzątałem, ani jedna mi nie pomogła – powiedział Kamil, który wyskoczył nagle pomiędzy nami jak królik z cylindra.
– Tak to jest, jak się samemu poległo i towarzystwa nie pilnowało – powiedziała ta piękność.
– Przedstawię was sobie, to jest Aleks, mój przyjaciel, a to jest Amanda, moja przyjaciółka – powiedział Kamil, po czum dodał: – Podnieś no, mała pupę na chwilkę, a ja wezmę cię na kolanka.
– Twoje marzenie – odpowiedziała, ale po chwili namysłu dodała: – Tylko nie myśl sobie, że to coś znaczy.
– Ty jesteś w szkolnym mundurku? – zapytałem, gdy kobietka rozpięła swój jesienny płaszczyk.
– Nie zdążyłam się przebrać, nawet nie ma jak, kończą mi remont, jutro się wprowadzam – powiedziała.
– No to będzie parapetówka! – krzyknął z uśmiechem na ustach podekscytowany Kamil.
– Jak to remont, sama będziesz mieszkać? – zapytałem.
– No tak. Jak widzisz, jestem już dużą dziewczynką – odparła z figlarnym uśmiechem.
– Która klasa? – zapytałem.
– Druga liceum.
– I elitarna szkoła – skomentował Kamil, przyglądając się tarczy na jej piersi i popijając Jacka Danielsa.
– Nie dotykaj! – wykrzyknęła z uśmiechem i dała Kamilowi po łapach, gdy chciał dotknąć tej tarczy.
– No co ja takiego zrobiłem? – Mój przyjaciel patrzał na nią miną niegrzecznego, a zarazem wiecznie niewinnego chłopca. – Chciałem tylko sprawdzić czy prawdziwe – wytłumaczył się.
– A co myślałeś, że mój biust wyszedł spod ręki chirurga? – zapytała i sięgnęła po swojego drinka.
– Z początku odnosiłem takie wrażenie, ale to cudowne uniesienie twoich piersi zapewnia zapewne ten pikowany stanik, co go masz na sobie – powiedział Kamil jednym tchem, a po tej wypowiedzi był dumny sam z siebie.
– Nie przejmuj się nim, on tak zawsze – wyjaśniłem Amandzie i wiedziałem że na długo to ja tego imienia nie zapamiętam. Jakieś strasznie obce i skomplikowane było.
– Wiem, troszkę czasu już go znam.
Nagle wszystko okazało się dla mnie jasne. To pewnie była nowa zabaweczka Kamila i zapewne postanowił zdradzać żonę jak zawsze i jak wszystkie swoje poprzednie dziewczyny. Jednak co mi było do tego? Nie zamierzałem się wtrącać.


Część 2 - Kocham cię - Amanda (Magdalena)

Życie jest pasmem niepowodzeń i upadków, czasami tylko przytrafia nam się coś, co pozwala o tym zapomnieć. W chwilę później to coś upada na brudną posadzkę jak zamek z kart, tylko po to, byśmy stawili czoła licznym niepowodzeniom oraz docenili każdy krok, jaki czynimy, nawet ten na kolanach. Nie wiem, nie pamiętam kiedy ja postanowiłam wziąć swój los w swoje ręce.
Wiem jednak, że to tego dnia odmieniłam całe swoje życie. Zabawne, ja nawet nigdy nie byłam pesymistką, zawsze liczyły się dla mnie realia. Polskie realia jednak nie są obiecujące, gdy się przychodzi na świat w niechcianym domu. Te same realia jeszcze bardziej tracą na wartości, gdy się z tego domu wynosi, pozostawiając tam istoty zupełnie niczemu niewinne.
– Hubert, myślę, że ta oferta jest naprawdę opłacalna – powiedziałam do… Cholera, właściwie nie umiem go określić, nazwać.
– Oferta mieszkania. Wolisz wziąć zrzeszenia do remontu, niż wynająć umeblowane? – zapytał, zapinając guziki łososiowej koszuli.
– Oferują stały meldunek, to się liczy – powiedziałam do ciemnowłosego Huberta, który teraz męczył się z satynowym, fioletowym krawatem.
– I co, miałbym wpłacić kaucję, wyremontować je, umeblować i zameldować cię tam na stałe tak? – zapytał z niedowierzaniem w głosie.
– Oczywiście, że tak. Tylko musisz się wstrzymać z tym meldunkiem do lutego, wtedy zaczynam dorosłość – oznajmiłam i zaproponowałam: – Chodź tutaj, pomogę ci z tym krawatem.
Zamknęłam białego notebooka firmy Apple, by przychylić się do trzydziestodwuletniego mężczyzny. Chwyciłam w delikatne dłonie równie delikatny materiał krawatu i zawiązałam tak, że prezentował się w nim idealnie.
– Kontynuując, dziś to załatwisz, misiu, prawda? – zapytałam i złożyłam na jego ustach dobrze zapowiadający się pocałunek. Był jednak falstartem i również falmetem – zakończył się, nim zdążył się na dobre zaczął.
– Nienawidzę, gdy to robisz – powiedział, przybliżając się do mnie.
Usiadłam na łóżku tak jak przedtem i starałam się mówić obrażonym tonem.
– Ja nienawidzę jak mi odmawiasz.
– Przecież nie odmówiłem, chcę się tylko zastanowić. – Starał się mnie przekonać, jednak wiadomo, że w takiej sytuacji mężczyzna myśli tylko jedną partią ciała i głupotą jest mu zawierzać.
– I tak nie odmówisz, a wiesz dlaczego? – szepnęłam mu do ucha.
– Dlaczego? – zapytał, robiąc sobie przerwę w całowaniu mnie po szyi.
– Bo mnie kochasz – powiedziałam pewna siebie i to zadziałało. Nie minęła sekunda, a się ode mnie odkleił jak oparzony.
– Co ty za głupoty gadasz, mała? Kocham to ja żonę.
Brzmiało to jak największe kłamstwo w życiu, tacy faceci jak on nie kochają nikogo, tylko siebie samych.
– To jak jej wyjaśniłbyś, bądź udowodnił, tę swoją wielką, niczym niezmierzoną miłość, gdyby wiedziała, że w tygodniu ze mną uprawiasz seks więcej razy niż z nią? – Chciał mi przerwać, jednak na to nie pozwoliłam. – Odważmy się stwierdzić, jakie to są proporcje. Skala 1 do 3, czy może do 4.
– Szantażujesz mnie? – zapytał poważnym tonem.
– Ależ misiu, skądże znowu. – Podniosłam się na kolana i owinęłam ręce wokół jego szyi. – Ja cię tylko proszę o małą przysługę. Przecież to też w twoim interesie, bym miała swój kąt. Hotele, wynajmowane na weekendy czy kilka godzin w tygodniu, odchudzają twój portfel coraz bardziej, bo coraz częściej mnie pragniesz. Czyż jest inaczej? – zapytałam.
– Ty odchudzasz mój portfel. Elitarna szkoła, markowe kosmetyki, dziewczyno, ty nawet majtki nosisz za czterdzieści pięć złotych.
Nie wiem, co myślał gdy wypowiadał te słowa, ale na pewno nie to, że moja wewnętrzna część dłoni sklei się z jego policzkiem.
– Nigdy więcej tak do mnie nie mów, bo mnie więcej nie zobaczysz. Takich jeleni jak ty jest na pęczki, a ja jestem jedna. I to ty mnie bardziej potrzebujesz niż ja ciebie – mówiłam rzeczowo, więc nawet nie skomentował tego liścia, jakiego mu wypłaciłam.
– Dobrze, mała, dostaniesz swoje dwupokojowe mieszkanko w miejscu, w jakim wybrałaś. Zadowolona? – zapytał z łobuzerskim lecz zarazem pełnym złości uśmiechem.
Muszę przyznać, że chyba nawet go polubiłam, a może to tylko przyzwyczajenie tak odczuwam. W końcu znaliśmy się już ponad rok.
– Skoro ci tak przeszkadzają te moje stringi za nie czterdzieści pięć złotych, a pięćdziesiąt osiem, to po prostu je zdejmij. – Nigdy bym mu tego nie zaproponowała sama, jednak w tym przypadku wiedziałam, że odmówi.
– Nie, no, mała. Może innym razem, ale już nie dziś. Ubieraj się bo mamy… – spojrzał na cyferblat swojego Patek Philippe i kontynuował –  dwadzieścia trzy minuty, by zdać klucz.
Nie potrzebowałam dużo czasu, założyłam swoją błękitną koszulę na krótki rękaw, na to granatowy sweterek z logiem szkoły na piersi i zaciągnęłam czarno-niebieską spódniczkę do kolan. Wyszłam pierwsza, tak jak to zwykle się odbywało. Miałam kluczyki do samochodu Huberta, wiec to tam na niego czekałam. Gdy zapytał, dokąd mnie zawieść, odpowiedziałam bez namysłu, że do kasyna.
Po wejściu niemalże od razu ujrzałam Kamila. Wyjątkowy blondyn z sercem jak kamień, a jednak ten kamień jest miły w dotyku jak jedwab i cenny jak diament. Może gdyby trafił na odpowiednią kobietę i oszlifowałaby tak cenny skarb na prawdziwy brylant, byłby jeszcze bardziej uroczy, ale jednak najpierw on musiałby tego sam chcieć i jej swoje serce ofiarować. Podeszłam do niego, a ten… ten… No dobra, nie będę go obrażać, ale miało być debil, wysłał mnie do Aleksa po drinka. Czy ja naprawdę wyglądam jak kelnerka? Cóż, znałam Kamila już na tyle długo, by spełnić jego prośbę. On sam wiedział jednak, na czym ona będzie polegała. Mogłam udać się do baru w celu złożenia zamówienia, ale nigdy, przenigdy nie zaniosę mu tego do stolika. Miałam okazję pokonwersować z Aleksem i nieco żałowałam, że Kamiś przerwał nam tę konwersację. Jednak wiedziałam od razu, że taki facet jak Olek potrzebuje czegoś więcej niż przelotnego romansu z licealistką, dlatego nie zamierzałam zacząć nawet z nim flirtować.
Atmosfera była miła, wszystko przebiegało świetnie. Tylko ten jebany sms!
Amandka proszę cię, uratuj mamusię i zostań dziś z braćmi. Później, jak chcesz, możesz się na powrót wyprowadzić.
Na dobrą sprawę, nie wiem czemu zamierzałam spełnić jej prośbę. Była moją matką, ale nic nas nie łączyło, prócz krwi w żyłach. Łatwiej i przyjemniej było mi myśleć, że spełniam jej życzenie dla moich przyrodnich braci, bo ona gotowa jeszcze zostawić ich samych bez opieki. Boże, jak pomyślę, że dwóch sześciolatków miałoby zajmować się rocznym Igorem przez całą noc, to mnie krew zalewa. Szepnęłam Kamilowi na ucho, że ja muszę uciekać i czy mnie odprowadzi. Oczywiście nie odmówił, Kamil należał do tego typu mężczyzn, co wszystko robili odwrotnie od reszty tego słabego gatunku. Jemu łatwiej było odmówić seksu niż odmówić zrobienia kolacji – inni, jakich spotkałam w swoim krótkim życiu, zwykle odmawiali tego drugiego. Strasznie się zdziwił gdy zmierzaliśmy nie w stronę mieszkania mojej koleżanki, a w stronę mojego rodzinnego domu. Wyjaśniłam mu, że mam zostać z młodymi i że to kwestia mojego wyboru.
– No to pewnie będziesz się tam nudzić? – zapytał.
– Pewnie jak zasną, to tak – przytaknęłam.
– Ten młody, z tego co pamiętam, mnie uwielbia – powiedział z uśmiechem Kamil, stojąc ze mną przed obskurną klatką schodową.
– Bo robiłeś nim samoloty, gdybyś odmówił, to byłbyś be. Więc tak nie szpanuj ziomie – powiedziałam i uderzyłam go w pierś pięścią, ale tak delikatnie, na żarty.
– No to niech ma malec jakąś frajdę z życia i wuj Kamil się wprosi do niego w odwiedziny.
Nie wiem dlaczego, ale jego słowa spowodowały, że się uśmiechnęłam.
– Nie no, daj spokój. Sylwia będzie zła – powiedziałam. Nie miałam z żoną Kamila dobrych kontaktów. W moim towarzystwie lożę dla vipów zajmowały tylko osoby silne, pewne siebie, ale i takie, co wykazują się odrobiną empatii i asertywności. Sylwia więc nie siedziała w tej loży, ale to nie znaczy, bym miała ją naumyślnie krzywdzić.
– Nie będzie. Nie marudź, bo pomyślę, że mnie nie chcesz – powiedział.
– No dobra, ale uprzedzam, że nie wiem, co tam zastaniesz. Bo wiesz, Łukasz powinien z nimi być. Nie wiem czy śpi pijany, czy gdzieś zabalował – wyjaśniłam bez krępacji, przecież to nawet nie był mój ojczym. Czemu więc miałam się wstydzić za kogoś, kto nie był członkiem mojej rodziny nawet w najmniejszym stopniu?
– Spokojnie, Amanda, da się radę. Nie takie rzeczy w życiu widywałem  – powiedział i przepuścił mnie w drzwiach.
– Kocham cię, wiesz? Tylko sobie za dużo nie myśl. Kocham cię jak brata, takiego z wyboru – powiedziałam zgodnie z prawdą.
– Wiem, siostra – powiedział – z wyboru – dodał pod nosem.
Ja naprawdę cieszyłam się, że go mam. No dobra, nie mam go, bo nie da się posiadać człowieka, lecz na nim zawsze mogłam polegać. Zawsze mogłam mu wszystko powiedzieć i mieć pewność, że to nie trafi do uszu osób trzecich. Choć znaliśmy się stosunkowo krótko, bo raptem cztery miesiące, czułam, jakbyśmy znali się całe życie i to całe życie co jeszcze przed nami, mieliśmy na to, by się znać.


Część 3 - Chyba go trochę lubię - Amanda (Magdalena)

Ciemną, obskurną, schodową klatką zmierzam ku górze po drewnianych, skrzypiących schodach. Uderzyłam dłonią zwiniętą w piąstkę w białe, zniszczone drzwi. Po chwili otworzył je lekko rudawy, trochę taki mahoniowy mężczyzna. Chyba go gdzieś już widziałam – ach tak, w kasynie.
– Witam – szukałam w zakamarkach pamięci jego imienia, stanęło więc na samym witam.
– Część Amelia.
– Amanda, jestem Amanda.
– Też ładnie. – Uśmiechnął się do mnie nieco zmieszany, a jednocześnie tak sympatycznie.
– Jest Kamil? – zapytałam.
– Wpadł do domu tylko po to, by z niego wyjść. Żona się na niego rozgniewała, zostawiła dzieci u koleżanki i stwierdziła, że ma dość życia. Teraz jej wszyscy szukają, ale proszę, wejdź. – Wydawał się miły i serdeczny, a jednocześnie taki dziwy.
– Wszyscy prócz ciebie – skomentowałam.
– Ja zostałem w domu, na wypadek gdyby tutaj wróciła, bo była tutaj. Dała mężowi w twarz i uciekła. Tak wiec zostałem by na nią zaczekać aczkolwiek żadna kobieta nie wróci do miejsca, gdzie może spotkać kogoś, przed kim uciekła.
– To czemu zostałeś, skoro o tym wiesz? – zapytałam i usiadłam w kuchni na jednym z taboretów.
– A uważasz, że moim hobby jest zabawa w ganianego i chowanego po całym mieście? – zapytał ironicznie.
– No, nie wydaje mi się, ale to żona twojego kumpla
– Właśnie, dziewczyna kumpla, nie moja. Więc niech z nią sobie radzi sam.
– Egoista? – zapytałam, choć widać było na kilometr, że tak.
– Zdrowy egoizm nie jest taki zły.
– Myślałam, że tylko ja tak uważam. – Uśmiechnęłam się do niego.
– Nie, mała, ty uważasz inaczej. I twój egoizm jest na znacznie wyższym stopniu niż ten mój. Bowiem ty kierujesz się własnymi pobudkami namiętności i chwili, nie myśląc o tym, że krzywdzisz tym innych – powiedział, patrząc mi przy tym cały czas w oczy. Tak właściwie to jego miały ładną, zieloną barwę.
– Co masz na myśli? Kim ty jesteś w ogóle, by mnie oceniać? – powiedziałam, wstając.
– Nie bulwersuj się tak. Usiądź, zrobię ci kawę, chyba że wolisz herbatkę.
– Weź odpowiedź! – krzyknęłam.
– Dobrze, skoro sama się o to prosisz. Przede wszystkim jestem osobą trzecią, patrzę na to wszystko jak na aktorów na deskach sceny w teatrze i wiesz? Stąd czasami lepiej widać. – powiedział, ale mi to nic nie wyjaśniło.
– I co takiego widzisz? – zapytałam.
– Widzę, że Kamil ma żonę, ma rodzinę i powinien być wierny i widzę też, że tobie wcale nie zależy na nim. Dostrzegam też, że lubisz się bawić życiem, a taki zabawowy pociąg łatwo wypada z torów. Szkoda, że ty tego nie dostrzegasz.
– Zależy mi na Kamilu, ale nie tak, jak jemu na żonie. Ty to źle odebrałeś. Ja z nim nie sypiam, człowieku. Poza, tym co ci do tego?
– Nic, ale sama mnie prosiłaś, bym się wypowiedział, a kobiecie nie śmiałem odmówić.
– Sugerujesz, że pokłóciła się z Kamilem przeze mnie.
– Sugeruje, że przez to, iż Kamil nie umie być szczery przy kobiecie. Przez to, że sam jej nie powiedział, gdzie spędził noc, no i przez to, że u ciebie. Chociaż nie wydaje mi się, by o inną kobietę była mniej zazdrosna. Aha, a wszystko przez długi język Majki i mój – wyjaśnił.
– Aha, Majka wie od ciebie. Sylwia wie od Majki. Nie wiedziałam tylko, że te dwie się znają, ale już wszystko rozumiem. A mawia się, że mężczyźni nie plotkują.
– Widzisz, jakie to brednie ludzie czasami mawiają – powiedział, stawiając przede mną szklankę herbaty. – Uznałem, że jest zdrowsza niż kawa – dodał.
– Dziękuję. Mam prośbę. Oddasz Kamilowi jego zegarek? – zapytałam i położyłam na stole złoty zegarek, z dużą tarczą.
– A co, w zegarku było niewygodnie? – zapytał cynicznie.
– Szczerze, to nigdy nie odczuwam różnicy, pa – powiedziałam i skierowałam się do wyjścia.
– Zaczekaj, chodziło mi o to, że jemu niewygodnie było spać w zegarku. – Zatrzymał mnie, wystawiając rękę i zagradzając nią drzwi.
– I tak muszę już iść – skłamałam.
– Wcale nie musisz. Widać, że kłamiesz – stwierdził pewny siebie „A” i coś tam dalej. Na pewno jego imię zaczynało się na „A”, ale jak to dalej leciało, to już nie pamiętałam.
– Po czym spostrzegłeś, że kłamię? – zapytałam, gdyż ciekawość wygrała z dumą i nawet ze zdenerwowaniem.
– Teraz to już mam pewność, bo się przyznałaś. Wcześniej jednak się tylko domyślałem, a powodem było to, że podziękowałaś za herbatę – wyjaśnił.
– To było przez grzeczność – oznajmiłam.
– Nie wątpię, jednak nie dodałaś zdania: niestety jej nie wypiję, bo się spieszę. Przypomniałaś sobie o wyjściu dopiero, gdy poczułaś się przeze mnie obrażona, za co przepraszam, nie miałem tego w planach.
– Zawsze planujesz każdy swój krok, wypowiedź, każdą chwilę? – zapytałam i zrobiłam łyk herbaty.
– Wiesz, Amando, – zamyślił się przez moment – chaos potrafi zabijać. Jednak mimo to ,moje planowanie nigdy nie odbiega zbyt daleko w przyszłość, bo ta niezależny tylko od nas. Ponad to rozmowę zawsze tratowałem poniekąd jak szachy. Trzeba przewidzieć każdy możliwy kolejny krok przeciwnika, w tym wypadku każde słowo.
– Dobra teoria, też kiedyś o tym myślałam. Tylko moje przemyślania dotyczyły postępowania, a nie rozmowy – powiedziałam zgodnie z prawdą.
– Czyli znowu jesteś kilka stopni wyżej niż ja – uśmiechnął się do mnie ciepło.
– Miło się gawędziło, nie zapomnij o tym zegarku. – Wstałam z miejsca i zaczęłam zapinanie guzików mojego granatowego, grubego swetra.
– Mam wrażenie, że za mną nie przepadasz – powiedział, gdy już staliśmy przy drzwiach w przedpokoju.
– Bo nie przepadam – przyznałam mu rację, choć nie miałam stuprocentowej pewności czy rzeczywiście tak jest.
– Za moment się okaże czy mamy rację. – Przybliżył swoją twarz do mojej.
Poczułam jak jego gorące wargi dotykają moich. Nie wiem dlaczego posłusznie je rozwarłam, by końcówka jego języka ślizgnęła się po moich górnych zębach i dosięgła do mojego własnego. Czułam, jak przez chwilę bawi się moją kulką od kolczyka, jak pocałunek staje się głębszy, coraz bardziej namiętny. I kiedy właśnie to wszystko zaczynało się rozkręcać w odpowiednim kierunku, on nagle zrobił to ,co zawsze ja robiłam Hubertowi. Odsunął swoją twarz od mojej, zrobił to szybko, pewnie, a jednocześnie nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów. 
– Jednak za mną troszeczkę przepadasz – skomentował z uśmiechem.
– Bo mnie zaskoczyłeś – powiedziałam i uderzyłam go otwartą dłonią w ramie, tak jak uderza się kumpla.
– Nie protestowałaś, poza tym z pewnością element zaskoczenia uprzyjemnił ci te dwadzieścia osiem sekund.
– Liczyłeś czas? – zapytałam.
– Nie musiałem, mam to już tak opracowane, że wiem i już – odpowiedział ze szczerym, chłopięcym uśmiechem na ustach, które tak właściwie pragnęłam jeszcze kiedyś poczuć na swoich.
– Tak, tak jasne – powiedziałam i otworzyłam drzwi, rzucając krótkie: – To do zobaczenia.
– Z pewnością – powiedział jakby do siebie, myśląc, że tego nie usłyszę.


Część 4 - Czego pragniesz? - Aleksander (Samuel)

Wszyscy wyszli, a ja zastanawiałem się, co uczynić z wolnym i samotnym czasem. Zastanawiałem się też nad tym, jak ma na imię ta zadziorna blondynka. Imienia sobie nie przypomniałem, ale coś jednak mi zaświtało – mundurek, a przecież jak mundurek to i prywatne liceum. Usiadłem z laptopem na kanapie w salonie i zalogowałem się na portal internetowy, ten sam, na którym nie logowałem się od lat. Nasza Klasa nigdy nie była czymś, co budziło moją sympatię, czy też pozytywne uczucia, ale pod presją rówieśników dokonałem kiedyś rejestracji.
 „Może wreszcie to się na coś przyda” – pomyślałem. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to skrzynka odbiorcza i 247 nieprzeczytanych wiadomości – nie przeczytałem ani jednej. Wpisałem w wyszukiwarkę wszystkie prywatne znane mi szkoły po kolei i szukałem kobiety o imieniu na literę „A” i nieprzeciętnej urodzie. Znalazłem. Miała na imię Amanda. Napisałem wiadomość, o krótkiej i nic nieznaczącej treści zawierającej trzy pytania: Co tam u ciebie? Czy masz jakieś plany na dziś? Może zechciałabyś wpaść? Po około dwóch minutach odpisała, padły trzy odpowiedzi i jedno polecenie: Co tam u mnie zapytałeś z grzeczności. Chciałeś wiedzieć, co porabiam dziś, bo masz cichą nadzieję, że znajdę czas i na twoje trzecie pytanie odpiszę tak. Będę za jakieś półtorej godzinki u ciebie, ty szykujesz obiad i nie zapomnij o deserze – obiad bez deseru to jak być we Włoszech i nie zjeść spaghetti. Odpisałem: „To jesteśmy umówieni Amando”.
Na dole zauważyłem dobrze mi znane nazwisko – Dariusz Przybylski. Nie mogłem uwierzyć, że po tylu latach ten człowiek do mnie napisał, że mnie jeszcze pamięta. Odpisałem mu na wiadomość starszą nić pięć miesięcy i zabrałem się za szykowanie obiadu. Jedyną podpowiedzią, jaką miałem, było spaghetti oraz Włochy.
– No witam – powiedziałem z uśmiechem, gdy tylko otworzyłem drzwi.
– Cześć – odpowiedziała i podała mi swój turkusowy płaszczyk jesienny.
– Zapraszam cię do pokoju – powiedziałem, odwieszając jej płaszcz.
– Wow, no toś mnie zaskoczył. Myślałam, że nie weźmiesz tego obiadu na poważnie. No, ale skoro już tutaj jestem to sprawdzę, jak żeś się postarał – powiedziała, gdy dostrzegła dwa puste talerze i usiadła na kanapie w salonie.
– To może zacznijmy od wina – odparłem, nalewając do kieliszków.
– A co będziemy jeść? – zapytała.
– Stwierdziłem, że lubisz Włochy bo wspomniałaś o nich we wiadomości…
– To co z tego? – przerwała mi.
– Mogłaś wspomnieć o ruskich pierogach albo o francuskich frytkach, ale ty wspomniałaś o włoskim spaghetti – odpowiedziałem.
– Dobra, racja. Lubię Włochy, zadowolony, żeś taki domyślny? – zapytała.
– Szczerze to bardzo – powiedziałem, siadając naprzeciwko niej.
– Zapewne zaserwujesz nam spaghetti, zgadłam?
– Nie zgadłaś. Zaczekaj moment – odpowiedziałem i zostawiłem ją na kilka sekund samą, wróciłem z pizzą.
– Szczerze, nie wiem skąd wiedziałeś, ale uwielbiam pizzę, lecz staram się jej nie jeść wiesz? Bo ja to później muszę godzinami biegać, by ją zrzucić – odpowiedziała.
– Już wiem. Należysz do tego typu kobiet, co gdy dostają różę od mężczyzny robią mu awanturę o to, że pokłuły się o kolce. Gdy dostają śniadanie do łóżka, marudzą, że przez nie musiały wcześniej wstać. Kiedy zaprasza się ciebie do kina, trudno trafić w odpowiedni film. Może powiedź, co lubisz tak naprawdę, będzie nam łatwiej – odrzekłem.
– Nie wiem, co lubię i co jednocześnie mnie nie drażni. Może lepiej jedźmy, a nie rozmawiajmy bo to zawsze kończy się u nas pyskówką – powiedziała szczerze i nałożyła na swój talerz kawałek pizzy.
– Dla ciebie rozmowa oznacza walkę, prawda?
– A to źle? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
– Nie źle, ale tragicznie. Oczywiście słowna szermierka bywa ciekawa i fascynująca, ale sama walka bez powodu już nie – stwierdziłem.
– Zmieńmy temat, nie mówmy o mnie. Może o tobie co? – zapytała i od razu przeszła do pytań: – Czym się zajmujesz?
– Jestem lekarzem – odpowiedziałem.
– Specjalizacja? – dopytywała.
– Neurolog.
– To ten od głowy? – zapytała.
– Tak ten od głowy – potwierdziłem i uśmiechnąłem się do niej.
– To czemu mieszkasz tutaj? – zapytała.
– Co masz na myśli? – Z początku nie rozumiałem pytania.
– Neurolodzy nie zarabiają słabo, by wynajmować mieszkanie –odpowiedziała.
– To moje mieszkanie, jednak nie lubię być sam.
– Jak to, dlaczego? – dopytywała, przystawiając kieliszek do ust.
– Wychowałem się wśród ludzi, było ich dużo, podobnie w akademiku – zawsze ktoś był. Przywykłem aż tak do obecności innych, że nie umiem z tego zrezygnować – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Masz syndrom porzuconego dziecka czy jak? – zapytała bez zastanowienia.
– Akurat trafiłaś.
Jej oczy zrobiły się jak pięciozłotówki.
– Jezus, Olek, przepraszam – powiedziała to tylko dlatego, że tak wypada.
– Nie ma za co, nie mogłaś przecież wiedzieć. Nie przejmuj się tym. Jesteś sama? – zapytałem, by zmienić temat i szczerze byłem zainteresowany tym jaka padnie odpowiedź.
– Nie, mam rodzeństwo – odpowiedziała z figlarnym uśmiechem.
– Dobrze wiesz, że nie o to pytałem.
– Tak, jestem wolna, jeśli o to ci chodziło.
– Nie wierzę, taka kobieta jak ty i samotna. – Naprawdę nie mogłem w to uwierzyć.
– Widocznie mężczyźni boją się mojego piękna i inteligencji, wolą kobiety, które posiadają tylko jedno z dwóch. I nie zaprzeczaj, że jest inaczej.
– Uważasz, że prawdziwy facet boi się charakternej, pyskatej, inteligentnej i niebywale pięknej blondyny o turkusowych oczach? – zapytałem.
– Prawdziwy by się może i nie bał, ale w dzisiejszych czasach tacy są albo zajęci, albo ja ich po prostu nie spotykam. Czemu wybrałeś taki zawód?
– Przypadek. Czemu wybrałaś taką szkołę?
– Większe możliwości dostania się na studia, świetni pedagodzy, fachowi wręcz no i ten klimat szkoły, a nie ulicy – odpowiedziała.
– Twoi rówieśnicy częściej chyba wybierają miejsca, gdzie nie trzeba się uczyć, a łatwo zdać. No i w tamtych miejscach panuje klimat ciągłej zabawy i beztroski.
– Tak, tak i narkotyków, i seksu w toalecie,  gdzie małolaci spuszczają się zanim jeszcze włożą.
Aż zakrztusiłem się winem.
– Rozumiem, że chciałaś być od tego jak najdalej? – zapytałem. – To się chwali.
– Nie pochwalałbyś mnie, gdybyś mnie naprawdę znał.
– Pragnę poznać.
– Mnie czy moje ciało? – zapytała prosto z mostu.
– I jedno i drugie – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
– Pierwszy raz nie wiem, co odpowiedzieć. Widzisz, coś zrobił, zatkało mnie. Kurwa, nienawidzę tego uczucia, gdy nie wiem co powiedzieć.
– Nie klnij – zwróciłem jej uwagę.
– Dlaczego? – zapytała.
– Bo ani inteligentnej kobiecie, ani kulturalnemu mężczyźnie to nie pasuje – odpowiedziałem.
– Kim jesteś, by to oceniać?
– Kimś z kim rozmawiasz.
– Lubisz stawiać na swoim co? – rzuciła nagle takim pytaniem i tym razem to mnie zatkało.
– Nie wiem. Chyba nic za wszelką cenę – odpowiedziałem.
– Ale jednak, lubisz to. Takie poczucie wyższości i wielkości zarazem. Takie twoje zdanie i zgoda na nie przez kogoś innego. Nie zaprzeczaj, widać to z kilometra.
Wtedy przyznałem jej rację, wtedy miała rację. Dalsze tematy były już standardowe, o ulubionych filmach, muzyce, kolorze, trochę o modzie i o motoryzacji, o której miała jak na kobietę spore pojęcie. Później odprowadziłem ją do domu, okrężną drogą – przez park. Nie do opisania było moje zaskoczenie, gdy zaprosiła mnie do siebie. Zaraz potem powiedziała, że to nie jest bezinteresowne, że jej ściany potrzebują tapetowania, a ona sama nie uczyni im tego zaszczytu. Zgodziłem się.
– Ładny chłopczyk – powiedziałem, gdy opadając na łóżko ze zmęczenia dostrzegłem zdjęcia, wiszące na ścianie, a na jednym z nich bobasa. – Twój? – zapytałem.
– I nie i tak. Mój, ale brat – powiedziała. – Teraz już nie jest taki słodki – dodała i położyła się obok mnie, z tą różnicą, że moje nogi dotykały podłogi, a jej swobodnie wisiały nad ziemią.
– A ty jaka jesteś? Słodka i łagodna, czy ostra i nieobliczalna… – Obróciłem się w jej stronę.
– Powiedzmy, że pikantna i że jak na dziś, to wypiliśmy za dużo wina. Jedna butelka u ciebie, dwie i pół u mnie, ale co tam, ważne, by nigdy nie żałować, co ty na to? – zapytała.
– Jeśli rozumiesz to jak ja, to zrób to – odpowiedziałem i po raz drugi poczułem na swoich ustach jej usta. Nie trwało to jednak zbyt długo.
– Naleje ci jeszcze – powiedziała i ruszyła do stołu po kieliszki.
– Zamierzasz mnie upić i wykorzystać? – zapytałem.
– Być może. W takim razie chyba powinieneś się strzec – odpowiedziała, podając mi kieliszek.
To, co wydarzyło się potem, nie było planowane, ani z mojej, ani z jej strony. To była zbyt duża ilość alkoholu, połączona ze sporą namiętnością oraz doskonałą chwilą. Zasypiając, miałem ją śpiącą w moich objęciach. Patrzyłem na jej zamknięte powieki, później w sufit, aż w końcu mój wzrok padł na granatową tapetę, której założenie zajęło nam pół nocy, ponieważ ani ona, ani ja nie mieliśmy w tym żadnego doświadczenia. Uświadomiłem sobie, że to było pierwsze osiągnięcie, jakiego dokonaliśmy wspólnie. To była pierwsza rzecz, przy której nie toczyliśmy żadnej walki ani nawet potyczki, pierwszy raz współpracowaliśmy. Kolejnym razem ta współpraca wynikła podczas seksu, choć z początku i tutaj bawiliśmy się w wyścigi i w „kto jest lepszy”.


Część 5 - Żyje się raz, więc nie ma co się martwić - Amanda (Magdalena)

Obudziłam się w jego objęciach o piątej nad ranem. To było dziwne uczucie, takie dla mnie zupełnie obce. Czułam się bezpiecznie, pewnie i dziwnie zarazem. Olek nie był moim chłopakiem, nie był też moim przyjacielem, tak właściwie to nawet ciężko było podciągnąć jego pozycję pod kolegę. Jednak spędziłam z nim szesnaście godzin życia i nie żałowałam ani chwili. Byłam ciekawa czy i on nie żałuje żadnej z chwil, spędzonych ze mną.
Nigdy nie lubiłam myśleć o mojej przyszłości, ani też wspominać przeszłość, starałam się żyć teraźniejszością jak najlepiej potrafiłam. Wstałam naga z rozłożonej kanapy, na podłodze leżała jego koszula, postanowiłam ją nałożyć, choć nigdy nie postępowałam w ten sposób. Naprawdę, mnie nigdy nie bawiło noszenie męskich ubrań, tym razem jednak było inaczej. Czułam jego zapach, a to napawało jakimś dziwnym odczuciem… Tylko czego to było odczucie? Udałam się do kuchni w celu przygotowania śniadania. Jego zdziwienie było nie do opisania kiedy po przebudzeniu ujrzał, że na szklanej ławie znajduje się taca z tostami i herbatą.
– Miałam ci zrobić kawę, ale sam kiedyś stwierdziłeś, że herbata jest zdrowsza – powiedziałam, siadając obok niego, a on wciąż leżał.
– Bo jest zdrowsza – powiedział, podnosząc się. – Jesteś pierwszą kobietą, która mi zrobiła śniadanie – dodał.
– A ty pierwszym mężczyzną, co przygotował dla mnie obiad. Idąc tym tokiem myślenia, jesteśmy chyba kwita – odpowiedziałam.
– Chyba tak – przyznał mi rację.
– Olek, ja nie chcę, byś ty sobie z tego robił jakąś nadzieję. Kurwa, jak ja nienawidzę takich rozmów. – Patrzyłam w głębię jego zielonych oczu, gdy on wyciągnął rękę po grzankę.
– Tak, wiem, to tylko seks. To mi chciałaś powiedzieć, prawda? – zapytał, widząc moje zdziwienie.
– Właściwie to tak i nie. Chciałam to zrobić delikatniej, że jesteśmy kolegami, i że nadal możemy jadać razem obiady, które ty będziesz szykował – uśmiechnęłam się do niego.
– A ty zawsze będziesz szykowała śniadania, tak? – zapytał.
– Nie wiem czy jeszcze kiedyś będę miała okazję, poza tym nie, raczej nie lubię się babrać w kuchni. Czuj się zaszczycony, ale wiedz, że to było tylko z braku innego zajęcia – powiedziałam pewna swego.
– Dobra, postaram się zapamiętać. Wybacz mi zmianę tematu, ale to mieszkanie jest twoje? – zapytał.
– Tak, dostałam w prezencie – odpowiedziałam.
– Rozumiem, że od rodziców. Fajny prezent. Jak będziesz chciała, bym ci jeszcze w czymś pomógł, to po prostu dzwoń – powiedział, rozglądając się po pomieszczeniu, gdzie jedna ściana była umalowana tylko do połowy.
Naprawdę chciałam zaprzeczyć temu, że to prezent od rodziców, ale nie mogłam. Skoro sam wysunął takie wnioski, to dlaczego to ja miałam go wyprowadzać z błędu? Przecież on nawet nie był nikim istotnym w moim życiu.
– Jeśli dasz numer telefonu, to chętnie skorzystam z oferowanej pomocy. Jesteś wysoki, a ja niska, a sufit się sam nie umaluje.
– Cha, cha, jesteś bezbłędna – powiedział i sięgnął ręką w moją stronę. Rozpiął guzik swojej kieszeni, która była na mnie, bo przecież to ja miałam na sobie jego koszulę. – Tu masz wizytówkę – dodał i podał mi to, co wyjął. Małą, tekturową, prostokątną karteczkę z napisem „Aleksander Górski”.
– Dziękuję – odpowiedziałam i położyłam wizytówkę na stole.
Po zjedzonym śniadaniu Olek stwierdził, że czas na niego, bo musi jeszcze przejrzeć czyjąś dokumentacje medyczną.
– Oddasz mi koszulę – powiedział, spoglądając na mnie. Miał już na sobie dżinsy.
– Ach tak, nie ma sprawy, ale czy mógłbyś się odwrócić? –zapytałam.
– Wczoraj nie byłaś taka wstydliwa ani skrępowana – mówił, odwracając się.
Po jego wyjściu uświadomiłam sobie, że nawet go trochę lubię. Stwierdziłam także, iż znam go na tyle dobrze, by stwierdzić, że przy takim mężczyźnie czułabym się kobietą, ale te nasze sprzeczki i wymiany zdań pełnych jadu byłyby nie do zniesienia. Chociaż z drugiej strony stabilizacja, bezpieczeństwo i wygodne życie kosztem kilku sprzeczek, kilku na dzień. Stwierdziłam, że muszę się nad tym głębiej i dokładniej zastanowić, ale teraz nie miałam na to czasu. Hubert właśnie parkował samochód na podwórku.
– Witaj, królewno – powiedział w progu.
– Hej – odpowiedziałam i oparłam się o ścianę.
– Jak tam mieszkanko, remoncik się widzę posuwa do przodu? – zapytał.
– Nie tak myśmy się umawiali, kotku – odpowiedziałam.
– O co ci chodzi, skarbie? – zapytał i zbliżył się do mnie z chęcią pocałunku, odwróciłam głowę w lewą stronę, by mu to uniemożliwić.
– Zaraz ci powiem, o co. Czemu jesteś tutaj zameldowany co? – zapytałam.
– Chyba nie sądziłaś, że zaryzykuję, że mnie olejesz zaraz po tym, gdy spełnię twoją zachciankę – powiedział z szyderczym uśmiechem.
– W takim razie ja się pakuję i wyprowadzam, a ty zostań w tym swoim mieszkanku, ale o mnie zapomnij – rzuciłam sucho.
– Grasz va bank – stwierdził.
– Nie, mówię całkiem serio – zaprzeczyłam, choć tak naprawdę miał rację.
– Widzisz, a ja chciałem być miły. Przywiozłem zakupy – oznajmił i wskazał na dwie torby z Tesco.
– Sama mogę robić sobie zakupy! – warknęłam na niego.
– Amanda, o co ci, kurwa, chodzi. Jak się nie podoba to sama wiesz co! – krzyknął.
– Nie, kochanie, to ty wiesz co wtedy. Albo się wymeldujesz, albo pokażę twojej żonie, gdzie jesteś zameldowany i z kim. Sądzisz, że się ucieszy? – zapytałam, a jego pięść trafiła w ścianę kilka centymetrów od mojej głowy. Nie przeraziło mnie to ani trochę. Wiedziałam, że Hubert należy do tych, co łatwo tracą nad sobą kontrolę.
– Dobrze, wymelduje się. Zadowolona? – zapytał przez zęby.
– Tak, nawet bardzo, kotek – oznajmiłam i zaczęłam rozpinać mu koszulę.
– Zaczekaj, mała, może wpierw włóżmy to do lodówki –powiedział, wskazując na torby.
– Nie ma sprawy, to ty włóż, a ja odpocznę – stwierdziłam i szybko udałam się do pokoju. Schowałam jeden talerz i szklankę do szuflady, by Hubert czasem nie nabrał jakiś podejrzeń, wizytówkę włożyłam do portfela i usiadłam na łóżku.
Nigdy nie uważałam się za dziwkę, ale nigdy też nie uważałam się za uosobienie cnót. Moim zdaniem, nieważne czy to tylko znajomość, czy przyjaźń, czy miłość, czy romans, ale ważne, by było z rozsądku. Przy Olku złamałam tę zasadę. W mojej i jego znajomości nie było nic przemyślanego. Było chwilą spontaniczności, czegoś, czego nigdy nie robiłam i na co nigdy nie miałam czasu. Wcześniej nie mogłam sobie pozwolić na chwilę zapomnienia, bo to mogło zburzyć moje plany na przyszłość, a tym samym zawalić moje dotychczasowe życie. Teraz też nie mogłam sobie na takie wyskoki pozwalać, a jednak jakoś tak dziwnie nabierała mnie na to ochota.


 Czy te ich słowna szermierka to niezgoda charakterów, czy po prostu iskra, która będzie zapalnikiem miłości? Czy to rzeczywiście będzie seks, który nic nie znaczy, czy może wolny związek, bez zobowiązań? Czy trafiła na wybawiciela, czy na drania?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz